– Odpuść póki możesz. Naprawdę nie chcę cię stracić – usłyszałam od przyjaciela tuż przed moim wyjazdem do Iranu. Był to jesienny, przyprawiający o depresję wieczór. Deszcz stukał o parapet, a ja siedziałam opatulona miękkim kocem z logo Harley-Davidson i trzymałam w dłoniach gorącą herbatę. Ta pachniała miodem i cytryną.
– Będzie dobrze. Iran to bezpieczny kraj. Wystarczy poczytać relacje podróżników, którzy tam byli – uśmiechnęłam się, po czym spojrzałam na swoją wizę w paszporcie.
– Wiem, że Iran nie jest taki zły jak o nim mówią, ale jedziesz tam zupełnie sama. Jeszcze masz czas się wycofać – jego wzrok był pełen zmartwienia, a także bezsilności. Znał mnie doskonale i wiedział, że nie zmienię zdania.
– Pojadę. Zrobiłam dobry research, rozmawiałam z odpowiednimi osobami i nie odpuszczę z powodu plotek ? gdy to powiedziałam, poczułam uścisk na swojej dłoni.
– Wiem, że pojedziesz. Sam nie wiem po co to mówię… po prostu chciałbym żebyś nie jechała i jechała jednocześnie. Martwię się o ciebie, ale chcę też byś spełniła swoje marzenie. Sam nie wiem.
– Umówmy się tak… za niecałe dwa miesiące znów się spotkamy i ci o wszystkim opowiem. Zrobię wtedy dobry, perski obiad i będziemy się śmiać z tego co dzisiaj mówiłeś ? zwolnił uścisk i się uśmiechnął. Przekonałam go.
Ale nie do końca przekonałam siebie. Mimo, że w głębi duszy wiedziałam, że Iran to przyjazny kraj, to tydzień przed wyjazdem pojawił się we mnie pewien niepokój. Wcześniej go nie było. Wcześniej rozmawiałam z dziennikarzami, podróżnikami i alpinistami, którzy wielokrotnie jeździli do Iranu. Wszyscy przekonywali mnie, że to bezpieczne miejsce dla podróżników. Moja znajoma Iranka również powiedziała, że mogę tam bez problemu jechać samotnie. Przez długi czas czułam się spokojna. Niepokój pojawił się dopiero wtedy, gdy zaczęłam mówić znajomym, że wyjeżdżam. Większość z nich pisała, że się bardzo martwi. Niektórzy wysyłali mi smsy, że będą się za mnie modlić. Wiem, że nikt nie miał złych intencji, ale nie podnosiło mnie to na duchu. Zaczęłam się zastanawiać czy na pewno nie popełnię w Iranie żadnego nietaktu lub przypadkiem nie naruszę zasad prawa szariatu. Czytałam bardzo dużo, także o panującym prawie, ale nie byłam w stanie znać całego ustawodawstwa. Całe te wątpliwości miały jednak pewien pozytywny aspekt. Doszłam do wniosku, że jeśli ludzie mają naprawdę tak złe wyobrażenie o Iranie, to tym bardziej należy obalić nieprawdziwe stereotypy. Obiecałam sobie, że jeśli Iran okaże się tak przyjazny, jak mówili mi znajomi podróżnicy, to wyślę tę wiadomość dalej. Będę robić prezentacje i opowiadać o tym w mediach. Sprawię, by inne kobiety jadące do tego kraju, nie miały już tylu obaw co ja.
Cztery miesiące później…
Było zimne, styczniowe popołudnie. Piątek, 22 stycznia 2016 roku. Warszawa, Saska Kępa, ulica Królowej Aldony. Poprawiałam kołnierz beżowego kożucha, stojąc przy domofonie Ambasady Islamskiej Republiki Iranu w Warszawie. Płatki śniegu spadały mi na twarz, a ja mrużyłam oczy, żeby śnieg nie wpadł mi do środka. Po chwili usłyszałam specyficzny dźwięk otwieranych drzwi. Zamknęłam za sobą bramę i przeszłam kilka metrów. Pociągnęłam za kolejną klamkę i weszłam do małego, przytulnego pomieszczenia. W okienku siedziała sympatyczna pani w chuście.
– Chciałam złożyć wniosek o wizę – podałam dokumenty i fotografię.
– Czy jedzie pani sama? – kobieta zmarszczyła czoło i przybrała poważny ton.
– Tak, jadę sama – starałam się mówić sympatycznym głosem, żeby rozluźnić atmosferę.
– Proszę to sobie przemyśleć, niestety konsul niechętnie daje wizy tak młodym, samotnie podróżującym kobietom… a opłaty nie są zwracane – jej ton wciąż był surowy.
– Proszę spojrzeć… wtedy też byłam sama. Łatwo nie było, ale się udało – pokazałam na swoją poprzednią wizę i zobaczyłam, że moja rozmówczyni się rozchmurza.
– Faktycznie, to powinno pomóc. Przypomnę konsulowi o pani. Bądźmy dobrej myśli – tymi słowami zostałam z uśmiechem pożegnana. Odwróciłam się i już szykowałam do wyjścia, gdy zatrzymał mnie mężczyzna stojący za mną. Mógł mieć około czterdziestu lat i wyglądał na typowego biznesmena. Ubrany był w stylowy garnitur o czarnym kolorze i miał bardzo skupione spojrzenie. Zdecydowanie nie przypominał ani typowego backpackera, ani dziennikarza. Był elegancki i uprzejmy, ale brakowało mu typowej dla korespondentów nonszalancji. Założyłam więc, że pewnie jedzie do Iranu w interesach. W końcu dopiero co zniesiono sankcje i był to dobry czas na takie rzeczy.
– Przepraszam… trochę podsłuchałem. Skoro młoda dama pojechała sama, wróciła żywa i teraz jedzie drugi raz, to chyba nie ma czego się bać? W końcu to tak blisko Iraku i Afganistanu, a tam trwają okropne wojny.
– Nie ma co się bać, proszę pana. Iran to nie Irak, ani Afganistan. Można śmiało jechać – uśmiechnęłam się zupełnie szczerze i na jego twarzy również zobaczyłam uśmiech.
Tak trzymaj Patrycja – super forma przekazu :) niech się wszyscy dowiedzą, że Iran to kraj wart odwiedzenia !