Przez wiele lat zastanawiałam się, czym jest prawdziwa wolność. Myślałam nad tym, podróżując po całym świecie i wracając do domu. W podróży osiągałam stany najwyższej euforii. Za każdym razem gdy wyjeżdżałam, endorfiny szalały w moim ciele tak, jakbym się właśnie zakochała. Gdy podróżowałam, czułam się wolna w pełnym tego słowa znaczeniu.
Ale czy czułam się wolna, bo podróżowałam?
Czułam się wolna nie dlatego, że wykonywałam konkretną czynność, jaką było podróżowanie.
Czułam się wolna, bo spełniałam swoje marzenia, a tymi marzeniami było właśnie podróżowanie.
Czułam się wolna, bo robiłam to, co kocham.
I po latach zastanawiania się, to jest właśnie dla mnie najlepsza definicja wolności.
Wolność to przede wszystkim stan duszy. Umiejętność podążania za własnym sercem. Pomimo wszystko i naprzeciw wszystkiemu. Poczucie spokoju, że robimy to, czego pragniemy. Poczucie spójności ze samymi sobą.
Myślę, że jest mnóstwo osób, które będą czuły się wolne, nawet teraz, podczas kwarantanny, na kilkudziesięciu metrach kwadratowych. I jest mnóstwo takich, które będą żyć w klatce, mając do dyspozycji nawet cały świat. Które miały ten świat do dyspozycji całe swoje życie, ale i tak żyły w niewoli. W niewoli tego, co powinny. W niewoli tego, co wymaga od nich społeczeństwo. W niewoli wszystkiego, co powiedziano im, że muszą w życiu zrobić. Niektóre z tych osób, tak bardzo podporządkowały się tym zewnętrznym wymaganiom, że w efekcie tego, zapomniały już o tym, czego same pragną.
Teraz wiele osób żałuje. Żałuje, że nie podróżowało kiedy mogło. Bo przecież „zawsze miał być na to czas”. Wiele osób też żałuje, że poświęciło miłość, by robić karierę. Bo przecież to kariera miała „zapewnić przyszłość”. A teraz przyszłość zachwiała się dla prawie każdego. Nawet dla tego, kto pięknie ją wcześniej zaplanował i był przekonany, że będzie dokładnie taka, jaką mu obiecali „inni”.
Dlaczego ci „inni” mają tak istotne znaczenie? Dlaczego ludzie porzucają własne „ja” dla tych „innych”? Kim tak ważnym są „inni”? Czy warto dla nich dać się zamknąć w klatce? W klatce, która choć wygląda pięknie z zewnątrz, to wewnątrz brakuje w niej powietrza?
Dlaczego ludzie to robią? Dlaczego rodząc się wolnymi, sami wybierają niewolę?
Wydaje mi się, że ze strachu. Ze strachu przed odpowiedzialnością, a także ze strachu przed nieznanym.
Bo prawdziwa wolność jest zawsze jednoznaczna z ryzykiem. Bo w klatce, choć ciasno, jest zawsze ciepło i znajomo. Poza nią, nigdy nie wiadomo, co nas czeka. Ale cokolwiek by nie czekało, jedna rzecz jest pewna. Jeśli wyjdziemy poza klatkę, to my i tylko my, będziemy podejmować wybory. Także te złe i nietrafne. W drodze do spełnienia swoich marzeń, zawsze popełnimy wiele błędów. I to my będziemy musieli wziąć na nie odpowiedzialność. Jeśli natomiast pozostaniemy w klatce, tym błędom będzie jednak winny ktoś inny. Ten, który nas w tej klatce zamknął. Ten, który powiedział nam, że tak należy żyć. Przynajmniej w teorii.
Największe poczucie żalu, wcale nie bierze się z rzeczy, na które nie mieliśmy wpływu. Takie rzeczy możemy tylko i wyłączne zaakceptować. I prędzej czy później je zaakceptujemy.
Największe poczucie żalu bierze się jednak z rzeczy, na które mieliśmy wpływ. Ale zabrakło nam odwagi, by zmienić ich bieg.
Wielu ludzi rezygnuje z własnego szczęścia w pogoni za perfekcyjnym modelem życia.
Paradoks polega na tym, że życie wcale nie musi być perfekcyjne.
Musi być szczęśliwe.
Skomentuj