Na skraju lasu tropikalnego Kakamega żyje rodzina Mbongani. Każdego dnia jej członkowie zajmują się uprawą herbaty oraz hodowlą zwierząt. Życie toczy się tutaj we własnym tempie. Tempo to wyznaczają wschody i zachody słońca. Żyje się tu lepiej niż w środkowej lub południowej Kenii. Korony wysokich drzew zasłaniają przed śmiertelnym upałem. Chaty nie nagrzewają się tak bardzo. Mieszkańcy mogą spać dłużej niż do wschodu słońca. W południe mogą normalnie funkcjonować. Nie muszą kryć się w cieniu.
Las tropikalny Kakamega, Kenia, luty 2015.
fot. Patrycja Borzęcka / ? Patrycja Borzęcka
Dom rodziny Mbongani. Po prawej stronie znajdują się rodzinne zdjęcia oraz stary, wysłużony motocykl, który jest bardzo popularnym środkiem transportu w Kenii. Łatwo go nabyć, a jego utrzymanie niewiele kosztuje.
Dorith. siostra Joela, niedawno urodziła kolejne dziecko. Jej dni mijają na wychowywaniu potomków, robieniu prania w rzece oraz zajmowaniu się gospodarstwem domowym.
Susy to matka trójki dzieci oraz żona Joela, dzięki któremu udało mi się poznać całą rodzinę Mbongani. Sisina obejmuje Abigaela, najmłodsze dziecko Susy i Joela. Abigael początkowo jest bardzo wystraszony z powodu białej przybyszki.
Z czasem jednak jego strach uchodzi. Pozuje mi do zdjęć na tle domu do którego co chwilę wchodzą kurczaki. W domu rodziny Mbongani kurczaki bardzo często dnie i noce spędzają wewnątrz. Jeśli nie można ich dopilnować na podwórku, zabiera się je do środka. Ma to na celu ochronę kurcząt przed dzikimi, drapieżnymi ptakami.
Sisina i Busolo również pozują. Busolo czuje się bardziej pewna siebie, jest starszą z sióstr. Sisina potrzebuje nieco więcej czasu by przestać się wstydzić.
Do kolejnego zdjęcia dołącza także mały Abigael. Joel przygląda się z boku.
Po chwili jednak on, jego brat David i żona Susy stają przed obiektywem. Robię im zdjęcie na tle domu.
Easter, matka Joela w tym czasie zajęta jest karmieniem zwierząt gospodarczych oraz podawaniem im wody. Joel podkreśla, że Easter jest głową rodziny i należy jej się duży szacunek. Jednocześnie śmieje się, że wszyscy w okolicy się jej boją i sprawia wrażenie osoby groźnej.
Joel zaprasza mnie do drugiego domu, w którym trzyma nasiona różnych roślin. Z zaangażowaniem pokazuje mi wszystkie nasiona tłumacząc co później z nich wykiełkuje.
Niedaleko natomiast stoi kościół. Kościół jest centralnym punktem wioski znajdującej się na skraju lasu tropikalnego Kakamega. W tle widać kobietę niosącą na głowie wiadro wody.
Super! Piękne miejsce, choć chyba chciałabym, by pozostało nieodkryte przez masową turystykę zachodu… :(
A mam takie pytanie – czy Sisina i Busolo chodzą do szkoły?
Tęskni mi się za Afryką Wschodnią, bardzo… byle tylko móc się wyrwać z pracy i wrócić! :)
Hej! Sisina i Busolo chodzą do szkoły. Na zdjęciu pozują akurat w mundurkach. Zapomniałam o tym wspomnieć. Mi też się tęskni do Wschodniej Afryki mimo, że niedawno stamtąd wróciłam… Afryka jest wyjątkowa.
Piękne zdjęcia! Uwielbiam takie miejsca, w których nie ma zbyt wielu turystów i wszystko jest prawdziwe, a biały człowiek wciąż wywołuje zdziwienie i zaciekawienie w oczach dzieci czy mieszkańców i nie patrzy się na niego tylko jak na portfel…
A jak się tam dostałaś? Jakaś wycieczka turystyczna/zorganizowana czy sama jeździłaś po kraju? Interesuje mnie jak bardzo osada jest autentyczna, jak bardzo byli zdziwieni widokiem białej.
Agnieszko to była zupełnie samodzielnie zorganizowana wyprawa. Rodzina do której dotarłam z początku była naprawdę zdziwiona. Dzieci autentycznie krzyczały „Mzungu! Mzungu!” i szturchały się wzajemnie gdy mnie zobaczyły. Z całej rodziny jedynie Joel znał język angielski. W trakcie kilkudniowego pobytu w pobliżu Kakamegi widziałam jeszcze dwoje białych ludzi, którzy jednak eksplorowali sam las i nie zbaczali do wiosek. Myślę, że osada dość rzadko jest odwiedzana przez turystów (w przeciwieństwie do miejsc w pobliżu Kilimandżaro w Tanzanii).
„Joel zaprasza mnie do drugiego domu, w którym trzyma nasiona różnych roślin. Z zaangażowaniem pokazuje mi wszystkie nasiona tłumacząc co później z nich wykiełkuje.”
Miaem podobnie z chińskim wiekowym artystą-kaligrafem. Kompletnie nie przeszkadzało że nie rozumiałem 98% tego co mówił. Dostałem 10-minutowy wykład i musiałem spalic 2 papierosy;)
Sympatyczne dzieciaki na zdj!
pzdr
Świetne zdjęcia! Też miałam okazję odwiedzić kenijską rodzinę w Kakamega, kiedy wpadliśmy ze znajomym z wizytą do jego rodziców. To niesamowite, że choć ludzie ci sami niewiele mają, to dzielą się wszystkim. Najlepszy kurczak na świecie to ten przygotowany przez kogoś z plemienia Luhya w Kakamega :D
Dzięki! Niestety nie miałam okazji posmakować kurczaka. Przypadło mi w udziale jedynie ugali i suchy ryż. Ale i tak niesamowicie wspominam gościnność mieszkańców Kakamegi.