To była tylko trzydziestokilometrowa trasa. Podróż trwała jednak już ponad dwie godziny. W Afryce nikomu się nie śpieszy. Ilość kilometrów bardzo rzadko przekłada się na długość podróży. Matatu zatrzymało się po raz kolejny, a do środka weszła kobieta z czterema rosłymi kurami domowymi. Trzymała je za nogi, głowami do dołu, po dwie w każdej ręce. Kury gdakały donośnie. Czułam jak sąsiad z lewej strony wpycha mi łokieć między żebro. Pot lał mi się strumieniami po twarzy, a każdy przystanek był dobry by na chwilę odwrócić głowę w kierunku drzwi i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Przy czterdziestu stopniach temperatury naprawdę ciężko wytrzymać w zamkniętym hermetycznie busie gdzie na jedno siedzenie przypadają dwie osoby, a w miejscu w którym normalnie powinno być przejście dla podróżujących, znajdują się dodatkowe siedzenia. Byle jak najwięcej upchnąć. Nie ma mowy o jakimkolwiek ruchu. Należy zapomnieć o czytaniu książki czy innych tego typu udogodnieniach.
Matatu ruszyło, a ja poczułam dotyk pierza na swojej odkrytej łydce oraz delikatne skubanie dziobem. Dwie kury swawoliły pod moim siedzeniem. Gdakały niczym plotkary, które spotkały się po miesiącu i nie pozwalały sobie wzajemnie dojść do słowa bo każda chciała opowiedzieć kto ostatnio z kim obcował. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Cały czas słyszałam to gdakanie, a co chwilę pot z mojej łydki ocierany był przez pierze kur znajdujących się pod siedzeniem.
– Jeśli lubisz kura to możesz kupić. Ta pani nie mówić angielski ale ja pomóc ubić interes ? czarnoskóry mężczyzna szturchnął mnie w ramię.
– W jakiej cenie są kury? – odwróciłam się.
– Tysiąc szylingi za jedna kura ? zobaczyłam na twarzy pośrednika bezzębny uśmiech i odrobinę nadziei. Prawdopodobnie też zyskałby coś na tym biznesie.
– Niestety ale ja z Polski. To znaczy… z Europy. Nie mogę ich kupić.
– W Europa wy kura nie lubić?
– Lubić lubić. Po prostu nie móc zabrać ich samolotem. Moja babcia mieć kury – dla wygody obu osób przerzuciłam się na lokalny dialekt.
– Twoja babcia kura? Hmm… Jakie kury w Europie? Jaja duże?
– Ostatnio nieduże – pokręciłam głową.
– To jedna kura koniecznie do Europa i jaja wtedy duże!
Matatu stało pięć minut w jednej z wiosek. Część ludzi wysiadło, a nie wypada przecież jechać z pustymi siedzeniami. W tym transporcie publicznym nie ma rozkładów jazdy. Jak matatu przyjedzie, to pojedzie. Jak nie przyjedzie, to nie pojedzie. Takie są zasady. Rozkład jazdy? Co to takiego? Tego szukać w turystycznych miejscach, pod Kilimandżaro czy w Nairobi. Nie tutaj. Matatu ruszyło przyśpieszając gwałtownie po kilku minutach. Kierowca włożył do ust trochę mirry i zaczął ją ostentacyjnie przeżuwać. Mirra w większych ilościach ma właściwości pobudzające i narkotyczne. W Kenii jest zupełnie legalna i wielu kierowców żuje ją w trakcie jazdy by cały czas pozostać pobudzonym i nie zasnąć w trakcie pracy. Niektórzy kierowcy mają policzki wypchane tak bardzo, że wyglądają jak chomiki, które dostały właśnie upragnioną kolbę kukurydzy. Zbyt duża ilość mirry połączona z alkoholem bywa niestety powodem wypadków drogowych. Nie jest jednak do tego potrzebna. Matatu rozwalają się regularnie i bez tego. Jest to dość niebezpieczny i niepewny środek transportu. Z powodu ścisku panującego wewnątrz, gdy już dochodzi do wypadku, człowiek nie ma jak się ruszyć. Nie ma drogi ucieczki. Mnóstwo ludzi właśnie w ten sposób zaraża się w Afryce wirusem HIV. Gdy dochodzi do zderzenia i pojazd się przewraca, pękają szyby w oknach. Odłamki ranią pasażerów otwierając im rany. Podczas panującego ścisku ciężko uniknąć styczności z ciałem innego człowieka. W ten sposób dochodzi do kontaktu otwartych ran, a co za tym idzie, kontaktu krwi. Jeśli ktoś ma pecha, może w ten sposób nabyć wirusa HIV. Chociaż różnie to nazywają. Czasem ludzie, którzy zarazili się HIV mówią o sobie, że są szczęściarzami. Bo w końcu żyją. Inni przecież zginęli.
Trochę przerażająca ta perspektywa ewentualnego wypadku i jego konsekwencji… ale przy historii z kurami się uśmiałam :)
No prosze, w Afryce maja mirre, a w Ameryce Poludniwej koke:) Do przejazdzki autobusem mnie jednak nie przekonalas…
Ciekawy środek transportu ale chyba jednak bym się nia niego nie zdecydowała – chyba, że bardzo bym chciała kupić kurę:)
W dzisiejszym obrazie Europy chyba najbardziej brakuje nam czasu. A może warto odłożyć wygody na bok i wyruszyć w bardziej kolorytowy sposób. Fajny wpis ;-)
Akurat tak sobie mysle od paru dni czy do Kenii nie pojechac wlasnie. Uwielbiam kury i kurczaki, ale chyba ne w takim stopniu hehe!
Czy na kurę jest ulgowy?