Afrykańska sawanna pachniała wschodem słońca i trawą po deszczu. Młody słoń mógł mieć może miesiąc, przewracał się i upadał. Jedną nogą przebierał w błocie aż stracił równowagę i legł w kałuży. Nie przejął się tym specjalnie, zaczął się beztrosko taplać. Gdy już nasycił się świeżym błotem położył się z wyciągniętymi nogami. Jego matka stała nad nim trzepocząc uszami. Nie musiała się niczym martwić. Słoń był jedynym zwierzęciem nieposiadającym naturalnego wroga. Ani lew, ani gepard, ani inny drapieżnik nie śmiałby go zaatakować.
Sawanna pachniała wschodem słońca i trawą po deszczu. Pachniała życiem.
Słonica nastawiła uszy. Coś wzbudziło jej niepokój. Wydała z siebie ostrzegawczy dźwięk. W oddali rozległ się huk. Kula dosięgła jej ciała. Pancerz był jednak zbyt twardy by kula mogła się przebić. Rozległ się kolejny huk. Słonica upadła. Słoniątko do niej podbiegło. Podjechał samochód i wysiadło z niego trzech mężczyzn. Jeden z nich kopnął młode z całej siły. Drugi złapał słonicę za ciosy. Próbowała się wzmagać, próbowała walczyć. Była jednak zbyt słaba. Trzeci mężczyzna wziął ostry nóż wyznaczony specjalnie do takich celów. Starannie i powoli odcinał jej ciosy. Słonica wydawała z siebie dźwięki, które były jej lamentem i cierpieniem. Miotała się. Aż w końcu straciła przytomność. Kłusownicy pozostawili jej ciało na sawannie. Potrzebna była im jedynie kość słoniowa. Towar luksusowy, który zamierzali drogo sprzedać w Chinach i zbudować na nim wielkie bogactwo.
Zniknęli. Na sawannie leżał mały słoń. Mały słoń, teraz sierota. Leżał nad ciałem swojej matki próbując ją obudzić. Nie rozumiał jeszcze co się stało. Wierzył, że jego matka zaraz wstanie i będzie taplać się z nim w błocie. Mylił się.
Trzy godziny drogi od rezerwatu, kobieta w średnim wieku odebrała telefon. Jej twarz wykrzywiła się w smutku. Wiedziała jednak, że to nie jest czas na sentymenty. Że trzeba działać. Ktoś dowiedział się o sytuacji i zadzwonił do niej. Czasu było niewiele. Dorosła samica już nie żyła. lecz słoniątko można było jeszcze uratować. Tego dnia do organizacji „David Sheldrick Wildlife Trust” przybyła kolejna sierota. Kilkanaście innych słoni-sierot przywitało ją ze smutkiem. Każdy z tych słoni wiedział co się właśnie stało. Słonie to prawdopodobnie jedyne zwierzęta, które pamiętają każdy moment ze swojego życia. One też pamiętały. Pamiętały jak się tu znalazły, większość z nich dokładnie z tego samego powodu.
Z powodu kości słoniowej.
Czasu było niewiele. Słoniątku trzeba było bardzo szybko wyznaczyć opiekuna, który zastąpiłby mu matkę. Te zwierzęta jest bardzo ciężko uratować nawet jeśli zareaguje się wystarczająco szybko. Dzieje się tak z powodu ich wrodzonej wrażliwości. Słoń to zwierze, które bardzo dużo rozumie. Dużo czuje. I potrafi umrzeć z rozpaczy, ze smutku. Sierota pozostawiona samotnie na sawannie nie ma szans na przeżycie. Naukowcy udowodnili, że struktura mózgu słonia podobna jest do struktury mózgu człowieka. Słonie mają bardzo rozwinięty hipokamp. W praktyce oznacza to, że pamiętają traumatyczne wydarzenia i bardzo je przeżywają. Potrafią również wykazywać objawy zespołu stresu pourazowego (PTSD). Podobnie jak ludzkie ofiary wojen i nieszczęść.
W roku 1987 Daphne Sheldrick postanowiła założyć pierwszy na świecie sierociniec dla słoni. Nazwała go „David Sheldrick Wildlife Trust”, imieniem zmarłego męża, który za życia również pomagał dzikim zwierzętom. Daphne była świadoma złej sytuacji w świecie przyrody. Nie potrafiła stać bezczynnie. Ratowała słonie, nosorożce, antylopy. Pomagała każdemu zwierzęciu, które tej pomocy potrzebowało. I miała obok siebie mnóstwo ludzi, wolontariuszy, którzy również chcieli pomagać.
Daphne i jej wolontariusze pomagają w ten sposób do dziś. Szacuje się, że do tej pory jej organizacji udało się uratować około stu czterdziestu słoni.
Nie było to jednak łatwe.
Młody słoń potrzebuje opiekuna niemal nieustannie. Przez pierwsze dwa lata wymaga też karmienia specjalną mieszanką preparatu dla ludzkich niemowląt i mleka kokosowego. Po mleku krowim słoń dostaje zatrucia i umiera. Po dwóch latach, w szczególnych przypadkach po czterech, fundacja Daphne Sheldrick zwraca słonie z powrotem ich środowisku naturalnemu. Uczą się wtedy żyć w stadach i przystosowywać do nowych warunków. Żyją. A później umierają. Zwykle w wieku siedemdziesięciu lat, w sposób naturalny.
„To, jak umierają słonie, było sekretem, którego Afrykanie długo strzegli przed Białymi. Słoń jest zwierzęciem świętym i taka też jest jego śmierć. A wszystko, co święte, otacza nieprzenikniona tajemnica. Największy podziw budziło zawsze to, że w świecie zwierząt słoń nie ma wrogów. Nikt nie mógł go pokonać. Mógł umrzeć (dawniej) tylko śmiercią naturalną. Następowała ona zwykle o zmierzchu, kiedy słonie przychodziły do wodopoju. Stawały na brzegu jeziora lub rzeki, każdy daleko zapuszczał trąbę i pił. Ale przychodził dzień, kiedy stary, zmęczony słoń nie mógł już unieść trąby i żeby napić się, musiał coraz dalej wchodzić do jeziora. Jego nogi grzęzły w mule głębiej i głębiej. Jezioro wciągało go do swojego przepastnego wnętrza. Jakiś czas bronił się, szamotał, próbował wydostać się z mułu i cofnąć na brzeg, ale jego własna masa była zbyt wielka, a ssąca siła dna tak paraliżująca, że zwierzę w końcu traciło równowagę, padało i znikało pod wodą na zawsze.
– Otóż tam właśnie – kończył doktor Patel – na dnie naszych jezior, są odwieczne cmentarzyska słoni.”
Tak o śmierci słonia pisał Ryszard Kapuściński w „Hebanie”.
I tak słoń powinien umierać.
Genialnie napisane cieszę się, że udało mi się trafić na tak dobrze opracowany serwis.
Dobry artykol. Ale aby zatrzymac ta tragiczna zaglade sloni, musimy zrozumiec najpierw – i pisac – o tym co ja powoduje. To nie „czlowiek” ani „cywilizacja.” W dniu dzisiejszym, to radykalny Islam, ktorego odlamy w Afryce Centralnej i Somalii, fianasuja jihad sprzedaza kosci sloniowej – to podaz. A popyt pochodzi z Chin i ich prymitywnego, ignorackiego apetytu do kosci (a takze penisow tygryskich, malpich mozgow, miesa delfinow itd. itd.) .
„Progresywne” kraje Zachodu, ktory wrecz gnije od wewnatrz od raka politycznej poprawnosci, nie sa juz w stanie nawet zwerbalizowac jakiegolwiek protestu przeciw barbarzystwu i Islamizmu i Chin. Wedlug akademikow, mediow i politykow lewicowych, przeciez to stare kultury, bardziej zawansowane niz „Zachod”. No i paraliz. Z kolei Narody Zjednoczone, ktore powstaly miedzy innymi po to by zapobiegac takiemu barbarzynstwu, sa zbyt zajete tworzeniem rezolucji przeciw USA i Izraelowi (dwom z nie wielu nornalnuch krajow na swiecie).
Wyniszczyc Islamski jihad – co i tak musimy nie dlugo zrobic bo juz smiertelnie zagrazaja Europie – i polozyc nacisk na rzad Chin by zakazal handlu koscia sloniowa (a oni juz wiedza jak efektywnie zakazywac ). I wtedy 95% sloniowego holocaustu szybko sie skonczy. Jesli nie, to za 20 lat nie bedzie sloni w ogole.
To proste. Nie bedzie to latwe – ale rozwiazanie jest proste.
Smutno się zrobiło. Jednak w takich chwilach budzi się większa świadomość. Świadomość tego, że ma się na coś wpływ. Można pomagać. Ja np. co jakiś czas wspomagam WWF.
Wzruszająca, bardzo smutna historia, ale pokazuje, że jako ludzie mamy ogromny wpływ na dziką przyrodę, że możemy ją wesprzeć, jeśli tylko znajdziemy w sobie odwagę do tego.
Bardzo mnie Twój wpis wciągnął ale równie bardzo zasmucił. Dobrze, że są ludzie którzy niosą pomoc. Sama bardzo bym chciała pomóc.
Bardzo przejmujący wpis. I smutny i dający nadzieję, że człowiek choć jest parszywą maszyną do zabijania to jednak ma wielkie serce.
Dobry wpis i bardzo smutny. Wizyta w sierocińcu w Nairobi bardzo mnie poruszyła. Najgorsze jest to, że nierzadko kłusownicy są lepiej zorganizowani, lepiej uzbrojeni niż strażnicy parku :( I to wszystko dla kawałka kości…
Niestety. W niektórych parkach strażnicy niesamowicie narażają życie by bronić tych biednych zwierząt.
nigdy nie zrozumiem, jak ludzie mogą nie mieć skrupułów, jak mogą żyć, odzierając świat ze świętości, w dodatku bez żadnego powodu – tylko dla swojej pychy i połechtania własnego ego.