Przez zamglone oczy spoglądam na stertę papierów leżących przede mną. Lista umów i zleceń. Obok lista rzeczy do zrobienia. Listy, które nie mają końca. Woda w czajniku zaczyna wrzeć. Zalewam szóstą kawę tego dnia. Albo może pierwszą. Północ minęła czy jeszcze nie? Straciłam rachubę czasu. Ile już nie śpię? Nie mam pojęcia. Jak długo to jeszcze potrwa? Pewnie jeszcze długo. Biorę łyk kawy i opadam bezwiednie na krzesło. Gdzieś między tą stertą papierów leży bilet do Tanzanii. Patrzę na niego zmęczonym wzrokiem. Uśmiecham się. Tym razem ironicznie. Jakie było moje postanowienie noworoczne?
Postanowiłam sobie, że w tym roku będę rzadziej podróżować. Dwadzieścia to ładna, okrągła liczba. Tyle krajów udało mi się odwiedzić minionego roku. Spędziłam wiele czasu podróżując. Zatraciłam się w tym. Uzależniłam się. Podróżowałam, studiowałam i pracowałam jednocześnie. Mam teraz dwadzieścia pięknych wspomnień.
I dwadzieścia koszmarów, od których chciałabym uciec.
To nie kolejny wpis o podróży. To refleksja nad podróżowaniem. Moja osobista refleksja. Zdaje się, że większość osób myśląc o podróżowaniu przed oczami ma karaibską plażę i popijanie drinka wśród palm. Ludzie myślą, że podróżnicy to dopiero mają idealne życie. Nie mają. Wiedzcie, że nie mają. Czasem mają jedynie idealne podróże. Lecz i te zdarzają się bardzo rzadko. Czasem przemarzniemy do szpiku kości. Czasem nie możemy złapać stopa w deszczowy dzień. Czasem ucieknie nam samolot, a my nie mamy pieniędzy na kolejny lot. A czasem chcemy po prostu zawrócić bo nie tak sobie wyobrażaliśmy naszą podróż. Mamy dość. Podróżujemy i zastanawiamy się po co było nam to wszystko. Po co było iść na tę górę? Żeby trząść się z zimna cały tydzień? Tylko dlatego by zdobyć jakąś górę? Jasne, że tak. Tak właśnie mam. Zwykle wracam z podróży brudna i zmęczona. Zwykle cieszę się na myśl, że wyśpię się wreszcie we własnym łóżku.
I po kilku dniach mam już dość.
Realizuję zaległe zlecenia. Nadrabiam zaległości na studiach. Pracuję kilkanaście godzin dziennie, a gdy skończę pracować, idę pracować. No dobra, czasem śpię. Od czasu do czasu. Telefon dzwoni. Nie odbieram. Ktoś pewnie znowu chce wyciągnąć mnie na imprezę. Chciałabym wyjść. Choćby tylko na ten krakowski rynek.
Daję sobie obietnice bez pokrycia. Mówię sobie, że to ostatni raz gdy wszystko tak wygląda. Nie pojadę nigdzie dopóki wszystkiego nie ponaprawiam. Mam dość życia na wariackich papierach. A niech mnie, tani bilet do Afryki. Dobra, kupuję. Jadę.
Niczego nie żałuję. To był wspaniały rok. Ale przy okazji był to rok pełen poświęceń i wyrzeczeń. Gdy myślę o wszystkich podróżach, które odbyłam minionego roku, jestem bardzo usatysfakcjonowana. Ciekawie było dotknąć wojny izraelsko-palestyńskiej i znaleźć się w centrum miasta gdy padały strzały. Ciekawie było przeżywać sztormy na Atlantyku. Ciekawie było nurkować na wrakach z drugiej wojny światowej. To wszystko było ciekawe. Ale to co ciekawe, zwykle okupione jest też dużym stresem. Nie dajcie się zwieść, że podróżnicy mają idealne życie. Oni po prostu kochają swoje życie. Swoje bardzo nieidealne, lecz piękne życie.
Znowu patrzę na stertę papierów leżących przede mną. Zastanawiam się czy poradzę sobie z nią do najbliższej podróży. Zdecydowałam się by jeździć rzadziej, a na dłużej. Zamiast latać samolotami dwa razy w miesiącu, polecę jeden raz na kilka miesięcy. I zostanę na dłużej. Będę podróżować inaczej. Inaczej, ale tak trochę samo. Tak samo, ale trochę inaczej.
Kawa już wystygła.
Napisałam tekst.
Śnieg przysypał parapet.
Jest trzecia nad ranem.
Moim zdaniem najlepszy wpis. Pokazuje czym życie podróżnika jest naprawdę i że to ciężki kawałek chleba wbrew temu co myślą inni. Życie pełne konsekwencji i trudnych wyborów. Piękne jest to co robisz Pati i to jak piszesz… rób to dalej :)