Godzina 10:00
Wychodzę z Colvin Road. Żegnam dzielnicę Newham ostatnim spojrzeniem i lekkim uśmiechem.
Godzina 10:30
Jestem w metrze. Ukradkiem patrzę w prawo. Obok mnie siedzi młody mężczyzna w rurkach, z psem rasy pudel na kolanach. Pies obowiązkowo w kubraczku, a na kubraczku napis ?I?m bitch?. Co za czasy. Odwracam się w lewo.
Godzina 11:10
Wysiadam z metra. Idealnie trafiam na pociąg w kierunku lotniska. Jak dobrze, że to ekspres. Nie chciałabym się spóźnić. Wieczorem umówiłam się ze znajomym w Warszawie i zależy mi by dotrzeć na czas.
Godzina 12:00
Do odlotu jeszcze ponad godzina, a ja jestem już na lotnisku. Sprawy mają się naprawdę nieźle. Chętnie bym coś zjadła, ale profilaktycznie postanawiam najpierw przejść przez bramki.
Godzina 12:15
Co z tą kolejką? Czemu się nie rusza? O nie, tylko nie to.
Godzina 12:45
Przechodzę przez bramki. Kontrola nieco przyśpieszyła, ale proces i tak był dużo dłuższy niż się spodziewałam. Teraz pozostało mi jedynie dotrzeć na samolot. Prosta sprawa.
Godzina 12:50
?Final call!?
Czyli ostatnie wezwanie na pokład na tablicy odlotów. Przyśpieszam kroku i pędzę do pociągu, który ma podwieźć mnie pod odpowiedni terminal. Biegnę ile sił w nogach, a raczej ile sił w szpilkach. Moje nowe buty niestety nie ułatwiają mi sprawy.
Godzina 13:00
Jestem pod ostatnią bramką. Mój samolot odlatuje za 15 minut.
– Niestety, nikogo już nie wpuszczamy. Kapitan zdeklarował listę osób. Nikt nie wejdzie na pokład.
– Naprawdę nic się nie da zrobić?
– Proszę zadzwonić i poczekać na obsługę. Za niecałe cztery godziny będzie kolejny samolot.
Godzina 13:15
Czekam na obsługę, jednocześnie spoglądając nostalgicznie na odlatujący samolot. Czemu lecisz beze mnie, stalowa maszyno? Czy byłam dla ciebie niedobra? Przestań, nie obrażaj się. Nie rób mi więcej takich akcji. To niedojrzałe.
Godzina 14:00
Po godzinie czekania, obsługa pojawia się. Każe mi się udać do głównej części lotniska i powiadomić odpowiednie osoby o sytuacji. Zrobię to z radością. Mam już dość tego fotela. Nie ma w mojej świadomości nic gorszego niż takie bezczynne siedzenie na tyłku.
Godzina 16:00
Lecę do Warszawy. Wprawdzie za dodatkowe 100 funtów, ale za przyjemności trzeba płacić. Moją przyjemnością dzisiaj jest powrót do Polski. Na 20:45 będę w Warszawie. Nawet zdążę na spotkanie. Co do minuty. Bo minuta rzeczywiście się zgadza. Gorzej z godziną.
Następnym razem zdążę na „Final call”.
Skomentuj