Nie mogłabym chyba zacząć powrotu do pisania od czego innego jak odpowiedzi na pytanie, dlaczego po kilku latach spędzonych w Hiszpanii, ostatecznie wróciłam do Polski. Odpowiedź ta będzie zamykać pewien rozdział w moim życiu i otwierać zupełnie nowy.
Czas spędzony w Hiszpanii był dla mnie cudownym czasem. Doskonale wspominam chwile tam przeżyte i zawsze będę myśleć o moim życiu na Wyspach Kanaryjskich z wielką nostalgią. Uwielbiałam je. Naprawdę uwielbiałam. Wielu osobom wydaje się więc nielogicznym, że wróciłam do Polski. Jak można wspominać jakiś etap w życiu tak dobrze, ale mimo to zdecydować się go zakończyć?
Wbrew pozorom ma to wiele sensu, jednak wymaga to jednocześnie głębszego spojrzenia. To nie jest tak, że jeśli zdecydowaliśmy się zakończyć jakiś etap, to oznacza, że on był zły. Oznacza to jedynie, że po prostu przyszedł czas na kolejny. Moim celem w życiu zawsze było być szczęśliwą. Natomiast szczęście jest pojęciem płynnym i rzeczy, które czynią nas szczęśliwymi zmieniają się w różnych momentach naszego życia. W pewnych momentach mojego życia najwięcej szczęścia dawało mi nieustanne życie w drodze i ciągłe zmienianie miejsc. W innym momencie poczułam, że chcę osiąść, ale jednak nie chciałam osiadać w Polsce. Ciągnęło mnie zupełnie gdzie indziej. Ciągnęło mnie do wody, do słońca, do tego by uciec od wszelkiego pędu. Do tego by rano wpatrywać się w fale oceanu, za dnia nurkować na głębinach i wieczorami podziwiać zachody słońca. W ten sposób właśnie wylądowałam na Kanarach, gdzie udało mi się te pragnienia spełnić. W czasie gdy tam mieszkałam, cieszyłam się naprawdę każdą chwilą. Po prostu pewnego dnia nadszedł moment, kiedy to wszystko przestało mi już wystarczać.
Zaczęłam powoli tęsknić za zgiełkiem, od którego wcześniej uciekłam. Zaczęłam myśleć o tym, że dałam sobie czas na wyciszenie, na życie „con calma”, na to by poczuć jak to jest „disfrutar el momento”. Jednak czułam, że popadam już w tym wszystkim w monotonię. Każdy dzień był przepiękny, jednak każdy dzień był taki sam. Poczułam po prostu, że chciałabym coś zmienić. To był dokładnie ten sam rodzaj uczucia, który sprawił, że w ogóle wyjechałam na Kanary. Tym razem tylko to uczucie miało zadziałać w odwrotną stronę. Nigdy wcześniej się z nim nie sprzeczałam, bo wiedziałam, że ono wie co robi. Często drogi w moim życiu bywały kręte, ale to ostatecznie moja intuicja zawsze doprowadzała mnie w odpowiednie miejsce. Po raz kolejny postanowiłam jej więc zaufać.
Wkrótce na moje indywidualne przeczucia nałożyła się też sytuacja pandemiczna, która do aspektu emocjonalnego, dołożyła dodatkowo aspekt racjonalny. Właśnie podczas pandemii dotarło do mnie, że nie chcę żyć absolutnie uzależniona od pracy w turystyce. Bardzo lubię ten sektor i po powrocie do Polski dalej w nim pracuję, jednak tutaj mam świadomość, że gdyby turystyka znowu z jakiegoś powodu padła, mam również inne opcje i wiele różnych możliwości. Natomiast na Kanarach gdy na świecie padła turystyka, padło wszystko. Było tam oczywiście wtedy na swój sposób pięknie, bo wraz z zanikiem turystyki miejsce to stało się jeszcze bardziej magiczne. Jeszcze cichsze, jeszcze spokojniejsze, jeszcze bliższe natury. Jednak było to piękno tylko pozorne, bo wraz ze zniknięciem tych wszystkich głośnych turystów, znikła również praca. Nie przesadzę jeśli stwierdzę, że 90% mieszkańców wyspy nagle stało się bezrobotnych, bez najmniejszego pojęcia co będzie jutro i bez pomysłu co robić dalej. Oczywiście rząd hiszpański wspierał finansowo tych, którzy stracili pracę w wyniku pandemii. Jednak każdy wiedział, że to tylko kwestia czasu, do kiedy rząd będzie mógł w ten sposób ludzi wspierać. Hiszpania jako kraj w dużej mierze żyjący z turystyki, poniosła ogromne straty podczas pandemii. Hiszpańskie złoto więc zaczęło intensywnie się topić, jednak nowego na jego miejsce wcale nie przybywało. Wtedy też nikt nie wiedział kiedy i czy w ogóle zacznie go znowu przybywać.
Siłą rzeczy wróciłam wtedy do Polski, chociaż nie odcinałam się jeszcze zupełnie od Hiszpanii, ani nie decydowałam się na zakończenie podjętych tam kontraktów. Pobyt w Polsce jednak poskutkował decyzją o zakupie mieszkania w Warszawie. Do czasu odbioru mieszkania postanowiłam wrócić jeszcze do Hiszpanii, gdzie na kilka miesięcy zamieszkałam pod Walencją, później zostałam przerzucona z powrotem na Lanzarote, natomiast jeszcze później na Fuerteventurę. Tak wyglądała rzeczywistość pandemiczna podczas pracy w hiszpańskich hotelach. Każdego dnia któryś z nich mógł się ponownie okazać nierentowny i każdego dnia mogliśmy zostać przerzuceni w inne miejsce. Mogliśmy układać sobie życie i relacje na jednej wyspie, po to by w ciągu jednej chwili dowiedzieć się, że za kilka dni będziemy musieli to wszystko zostawić.
Mimo, że zawsze lubiłam intensywne życie i zmiany miejsc, to nie w ten sposób. Lubiłam to, ale w sytuacji gdy sama mogłam o tym decydować. Gdy sama mogłam stwierdzić, że to ja chcę wyruszyć gdzie indziej. Życie na walizkach i w ciągłej niewiadomej, umocniło mnie tylko w decyzji, że czas zamknąć ten rozdział. Żyjąc w ten sposób, nie byłam już dłużej szczęśliwa.
Część osób czytając to, zechce pewnie spytać mnie czy nie przeszło mi przez myśl, aby pozostać w Hiszpanii, ale znaleźć inną pracę. Przeszło, ale bardzo szybko takie myśli też odrzuciłam. Byłoby to zwyczajnie nieopłacalne. Pracując w hotelach, miałam zapewnione zakwaterowanie i wyżywienie, podczas gdy moja pensja była podobna do każdej innej przeciętnej hiszpańskiej pensji. Mogłam więc w ten sposób zaoszczędzić. Gdybym zdecydowała się na inną pracę, wciąż miałabym podobne zarobki, ale przy tym znacznie więcej wydatków. Pensje w Hiszpanii tymczasem wcale nie są zbyt zawrotne. Hiszpania jest krajem, do którego wyjeżdża się ze względu na pogodę i panującą tam atmosferę, jednak raczej nie ze względu na sytuację ekonomiczną. Ta powiedziałabym, że jest już dużo lepsza w Polsce. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale w Hiszpanii panuje ogromne bezrobocie, jedno z największych w Europie. Jakość życia pod kątem finansowym też nie jest tam zbyt rewelacyjna. Jeśli weźmie się pod uwagę stosunek hiszpańskich zarobków do kosztów życia, wcale nie wygląda to zbyt kolorowo.
Jeśli bym miała wszystko podsumować, to myślę, że w moim życiu po prostu tak miało się poukładać. Każda kropka łączyła się z kolejną i ostatecznie wszystkie razem wzięte, doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz. To nie była jedna rzecz, ale wiele różnych czynników razem wziętych, które zadecydowały o moim powrocie.
Czy natomiast tęsknię za Hiszpanią i Wyspami Kanaryjskimi? Tak, często, bardzo. Czy chciałabym tam wrócić? Właśnie wróciłam. Choć tym razem tylko na trochę, tak na moment, tak tylko aby spędzić wspólnie kilka chwil, aby spotkać się ponownie. Jednak wróciłam i czekałam na ten moment. Specjalnie zwlekałam z publikowaniem tego tekstu wcześniej, bo chciałam najpierw właśnie tutaj wrócić. Chciałam znowu spojrzeć na kanaryjski zachód słońca i zobaczyć czy poczuję tę samą miłość, co wcześniej. Poczułam ją, ale już w inny sposób. Poczułam, że jestem tym wyspom wdzięczna za wszystko, co mi dały. Poczułam szczęście, że mogę znowu się z nimi spotkać. Poczułam, że na swój sposób nadal je kocham i że będę je zawsze miała w sercu. Ale poczułam jednocześnie, że nie umiałabym dla nich nadal pozostać w tym samym miejscu.
Moja Hiszpanio, to nie jest „adiós”, tylko „hasta luego”.
Jeszcze się znowu zobaczymy, jeszcze niejeden raz.
Ale musiałam cię opuścić i ruszyć w dalszą drogę.
Mam nadzieję, że to rozumiesz.
Skomentuj