Pewnego sierpniowego, deszczowego poranka uciekła mi gniada klacz, którą akurat się opiekowałam. Wytropiłam ją na polanie po śladach kopyt. Stała na środku i skubała mokrą po deszczu trawę. Podchodziłam powoli, ale ona zdawała się niczym nie przejmować. Cieszyła się chwilą. Zanurzała swoje chrapy w trawie i stukała kopytami o ziemię rozrzucając wszędzie błoto. Wyglądała wręcz nonszalancko. Podeszłam do niej i poklepałam ją delikatnie po grzbiecie. Podniosła głowę i zamachnęła nią tak, że woda z jej grzywy ochlapała mi twarz. Klacz wyglądała na gotową do drogi. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym zadowolenia. Tak jakby chciała powiedzieć: „ja tylko potrzebowałam trochę wolności.”
Zawsze miałam w sobie pewną ciekawość świata. Nie lubiłam oceniać czegoś, czego nie zdążyłam poznać. Dlatego chciałam poznawać wszystko i wszystko zdawało mi się być interesujące. Lubiłam obserwować co się dzieje wokół mnie. Gdy po raz pierwszy obejrzałam „Króla Lwa” ciężko było mi uwierzyć, że tak piękna góra jak Kilimandżaro może istnieć naprawdę. Byłam zachwycona afrykańskim krajobrazem. Stwierdziłam, że jeśli Afryka jest prawdziwa, to ja muszę ją zobaczyć na własne oczy. Inaczej w jej prawdziwość nie uwierzę.
Wtedy jeszcze Afryka była dla mnie czymś zupełnie innym niż jest dzisiaj. Moje zainteresowanie Czarnym Lądem dojrzewało wraz ze mną. Z fascynacji przeradzało się w konsternację. W miarę jak dorastałam, zaczynałam zdawać sobie sprawę z jakimi problemami zmaga się ten kontynent. Z problemami głodu, chorób i nieustannych wojen. Było mi wstyd za to, co kiedyś my, biali ludzie, zrobiliśmy ludziom czarnym. Wstyd za to, że ich niewoliliśmy, wyzyskiwaliśmy, a także podjudzaliśmy do bratobójczej walki. Tylko po to żebyśmy sami mogli żyć w przepychu kosztem ich biedy.
Mówi się, że każdy podróżnik ma takie miejsce, do którego go szczególnie ciągnie. Ja mam dwa takie miejsca. Jednym jest Afryka, drugim morze. Uwielbiam wodę. Gdy po raz pierwszy w życiu zobaczyłam morską przestrzeń, obiecałam sobie, że kiedyś będę żeglować. Pewnego dnia zadecydowałam zrobić odpowiednie patenty i koniec końców połączyć to z pracą.
Do podróżowania najbardziej pchała mnie chęć poznania świata. Dla mnie podróż zawsze była synonimem wolności. Jednak moje pobudki zmieniały się wraz ze mną. Zmieniałam swoje podróże, a one zmieniały mnie.
Niektórzy w podróżach szukają odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Ja ich nie szukałam. Po prostu uwielbiałam wędrować. Byłam trochę jak ta klacz. Ciekawił mnie świat poza zagrodą. Moją zagrodą był system i moje otoczenie. Podróżując zrozumiałam, że normy społeczne i ludzie dookoła, wymuszają na nas pewne schematy zachowań. Robimy rzeczy, które musimy robić, ale które niekoniecznie wynikają z naszego charakteru. Wydaje się nam, że wiemy jacy naprawdę jesteśmy, ale prawda jest taka, że często nie umiemy dokonać racjonalnej oceny. Żyjemy w świecie, który jest bańką. I tworzymy w niej staranny wizerunek siebie zamiast po prostu być sobą. Wyjazd i odcięcie się od środowiska, pozwala nam zostawić konwenanse daleko. Trafiamy na inny kraniec świata i taka podróż czasem potrafi przewartościować nasze całe życie. Nie musimy być już aktorami wychodzącymi na scenę, bo przecież nie mamy żadnej publiczności. Przestajemy grać swoje role, bo nikt już na nas nie patrzy. Bywa, że jesteśmy głodni i zmęczeni. Wtedy ludzie, którymi być może straszyły nas media, wyciągają do nas pomocną dłoń. Dostrzegamy wartości w innym człowieku, zamiast w nowej torebce od Gucciego. Nasze podróże dojrzewają wraz z nami, a my dojrzewamy wraz z podróżami. Ten etap jest przejściowy. Gdy już zrozumiemy czego chcemy od podróżowania, wtedy zaczynamy stawiać sobie coraz bardziej sprecyzowane cele. Chcemy przepłynąć ocean, poznać południowoafrykańską kulturę, przejść przez tę, a nie inną, pustynię. Mamy coraz bardziej konkretne założenia. Nasze podróże przestają być bezimienne.
Zaczęłam podróżować bo chciałam poznawać świat. Dzisiaj podróżuję by ten świat dalej poznawać. By samodzielnie weryfikować prawdy i nieprawdy. Wędruję bo kocham wyzwania i to uczucie bycia w drodze. Czasem wybieram dłuższą trasę tylko po to by przemierzyć więcej kilometrów i dzięki temu lepiej poznać miejsce, w którym jestem gościem. Nie lubię podróżować zbyt szybko. Zanika wtedy przyjemność z bycia w drodze. Mam też potrzebę pisania o problemach, ukazywania starych spraw w nowym świetle. Dlatego często wybieram się w miejsca zapomniane, gdzie jeszcze niedawno trwały krwawe wojny, a dzisiaj mało kto już je pamięta. Czasem też jeżdżę tam gdzie konflikty toczą się tu i teraz. Chcę je pokazywać od innej strony niż robią to tradycyjne media. Bardziej ludzkiej aniżeli militarnej. Od wielu lat zajmuję się też fotografią i jest ona nieodłącznym elementem moich wędrówek.
Na pytanie „dlaczego podróżujesz?” mogłabym odpowiadać godzinami. Nie zawsze mam na to czas. Ale jest jedna krótka odpowiedź, której zazwyczaj udzielam. Najprostsza, najbardziej oczywista ze wszystkich możliwych.
Podróżuję bo spośród wszystkich pasji jakie mam, ta jest największa. Bo zawsze chciałam to robić. Bo wiem co mi podróżowanie daje, a co mi odbiera. Znam cenę. I w zupełności godzę się na ten rachunek.
Hej Patrycja, bardzo inspirujący i ciekawy tekst. Zgadzam się ze zdaniem, że wyjeżdżając porzucamy konwenanse i przestajemy grać. Wyobraź sobie, gdyby wszyscy podróżowali o nie byłoby już tego, co powinniśmy zrobić, a czego nie powinniśmy, bo co ludzie powiedzą, bo tak trzeba.
Dziękuję Wiola! Bez wątpienia masz rację. Teoretycznie jesteśmy społeczeństwem wolnym i mamy prawo wyboru oraz prawo do decydowania o własnym życiu. W praktyce niestety wiele osób z tych praw nie korzysta, ponieważ boi się co powiedzą ludzie.