Uwielbiam w Hiszpanii to, że mogę wyrażać moje emocje w szczery i pozbawiony dystansu sposób.
W Hiszpanii nawet jeśli znam daną osobę piętnaście minut, ale czuję się nią zafascynowana, mogę to powiedzieć od razu. Mogę kogoś skomplementować, dać wyraz mojemu entuzjazmowi i nikt nie uzna tego za dziwne, czy nie na miejscu. Wręcz przeciwnie. Zwykle taka sytuacja będzie początkiem świetnej znajomości. Hiszpanie cenią szczerość i właśnie takie proste, bezpośrednie wyrażanie emocji. Sami zazwyczaj zachowują się w podobny sposób i jest to dla nich naturalną formą komunikacji. Podobnie sprawa wygląda z kontaktem fizycznym. Dystans między rozmawiającymi ze sobą ludźmi, jest zawsze dużo mniejszy niż chociażby w Polsce. Szczególnie na Wyspach Kanaryjskich, gdzie ludzie przyzwyczajeni są do szybkiego skracania tego dystansu. Nieraz zdarzyło mi się rozmawiać z kimś, kto w trakcie rozmowy kilkanaście razy dotykał mojego ramienia, czy nawet mojej twarzy. W Polsce w większości przypadków, uznano by to za przekroczenie pewnej granicy.
Jest to jednak zawsze kwestia indywidualna i zależy ona od charakteru danego człowieka. Dla jednej osoby będzie to plusem, dla innej równie dobrze, może być minusem. Dla mnie jednak jest ogromną zaletą, że kiedy chcę wyrazić mój entuzjazm czy niezadowolenie, mogę to zrobić w bezpośredni sposób. Jeśli jestem kimś zauroczona i podziwiam daną osobę, mogę powiedzieć o tym wprost. Nie muszę czekać na odpowiedni moment. Odpowiedni moment to ten „tu i teraz”. Odpowiedniejszego nigdy nie będzie.
Z mojego punktu widzenia, dużo łatwiej jest też wejść w cieplejsze relacje, kiedy nie ma również fizycznego muru między ludźmi. Bo ten fizyczny mur jest poniekąd metaforą całych relacji. Kiedyś jeden ze znajomych Hiszpanów powiedział mi, że jeśli próbuje usiąść blisko danej osoby, a ona się oddala, to czuje się, jakby dostał komunikat: „Lepiej się nie zbliżaj! Mogę ugryźć.” Gdy natomiast dana osoba odpowiada tym samym i też przysiada się bliżej, wtedy czuje się, jakby dostał wiadomość o treści: „Pewnie, że tak! Ja także myślę, że powinniśmy zostać przyjaciółmi.” Ma to dużo sensu i logiki, bo w końcu, to przede wszystkim nasza mowa ciała odpowiada za przekaz, jaki dajemy innym. Na drugim miejscu jest intonacja głosu, a dopiero na trzecim słowa, jakie wypowiadamy. Nic dziwnego, że jeśli nasza mowa ciała jest otwarta, przyjazna i pozbawiona dystansu, to zdecydowanie łatwiej wysyłać pozytywne komunikaty i wchodzić w przyjacielskie relacje. Podobnie sprawa ma się z przyjaciółmi, z którymi już znamy się dłużej. W Hiszpanii bardzo często, jeśli nie widzieliśmy się z nimi zaledwie trzy dni, to na powitanie wyściskają nas jakby minął rok i powiedzą, że tęsknili za nami do szaleństwa.
Oczywiście, wszystko też zależy od regionu Hiszpanii. Przykładowo Kanaryjczycy, czy też Andaluzyjczycy, ludzie z południa, są zdecydowanie bardziej otwarci, roześmiani i głośni, niż Katalończycy z północy, którzy w Hiszpanii tworzą jednocześnie odrębność narodową i wspólnotę autonomiczną. Ci drudzy zazwyczaj będą nieco bardziej zdystansowani. Choć mimo wszystko, ich „zdystansowanie” dla większości Polaków, wciąż będzie równoznaczne z dużą otwartością. I rzecz jasna, w Hiszpanii znajdziemy też tzw. outsiderów, introwertyków i ludzi, którzy nie przepadają za bujnym życiem społecznym, ale to należy do rzadkości. Takie osoby stanowią zdecydowaną mniejszość całego społeczeństwa. W większości przypadków w Hiszpanii spotkamy się z otwartością, ciepłymi powitaniami i szybkim nawiązywaniem relacji.
W niektórych przypadkach emocjonalność hiszpańska może wydawać się nawet przesadnie wyolbrzymiona. Hiszpanie często piszą swoim przyjaciołom, że ich kochają i że są oni najlepszym, co im się przydarzyło w życiu. Czasem potrafią napisać w ten sposób do dziesięciu różnych osób. Dlatego niektóre deklaracje trzeba brać z przymrużeniem oka i założyć, że tego typu wyznania to po prostu element kultury iberyjskiej. Spróbuję podać przykład. Kiedyś dostałam od przyjaciela wiadomość o następującej treści: „Dziękuję za to, co robisz. Rozświetlasz moje życie. Czynisz je wyjątkowym i czynisz je darem.” Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdybym zrobiła dla niego coś wielkiego. Ale akurat tego dnia, po prostu wyszliśmy razem na drinka, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Takie pozornie zwyczajne spotkanie.
Tyle, że w Hiszpanii nic nie jest do końca zwyczajne. Hiszpanie uwielbiają zmieniać zwyczajne rzeczy w niezwykłe i chyba w tym właśnie tkwi ten południowy czar. Ludzie potrafią tutaj cieszyć się z małych rzeczy i doceniać swoich przyjaciół za proste wspólnie spędzone chwile. Nic nie jest zwykłe.
Wszystko jest wyjątkowe i wszystko jest darem. Za wszystko można podziękować i za wszystko można być wdzięcznym.
La vida es buena.
Skomentuj