Iran po zniesieniu sankcji
16 stycznia tego roku zniesiono sankcje nałożone przez Zachód na Iran. Dzięki temu możliwy jest eksport i import, prowadzenie biznesów międzynarodowych, a także rozwój turystyki. Kiedy tylko usłyszałam o tym, że sankcje zostały zniesione ? wywołało to we mnie dwie sprzeczne emocje. Z jednej strony radość, z drugiej smutek. Radość ? ponieważ wiem, że to pomoże młodym Irańczykom się rozwijać i da większy dostęp do świata zewnętrznego. Smutek ? bo czułam, że wiatr z Zachodu przyniesie do Persji też sporo negatywnych skutków ubocznych.
Miałam to niesamowite szczęście, że byłam w Iranie przed zniesieniem sankcji. Mogłam zobaczyć ten czysty i nieskalany jeszcze makdonaldyzacją Iran. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie, o czym niejednokrotnie opowiadałam podczas prezentacji. Ludzie byli tak gościnni, że aż ciężko było mi uwierzyć w istnienie tak wielkiej gościnności. Potrzebowałam trochę czasu by to zrozumieć.
Kiedy tylko zniesiono sankcje, ułatwiono też procesy wizowe. W Polsce na wizę nie czeka się miesiąca, ale około tygodnia (nie licząc oczekiwania na kod autoryzacyjny). Otworzono też więcej firm turystycznych. Płatności też nagle stały się proste. Nic dziwnego, że turyści chętniej będą teraz podróżować do Iranu. Ten kraj ze „strasznego państwa Ajatollahów” staje się potencjalnie najbardziej atrakcyjną destynacją turystyczną na rynku. Zapierające dech góry, bezkresne pustynie, piękne plaże. Do tego jedna z najlepszych na świecie kuchni i… ci gościnni ludzie. Nic tylko jechać!
Klasyczny irański obiad. Restauracja w Darband.
Szanuj gospodarza swego
Jeśli miałabym tylko w dwóch słowach opisać Persów ? użyłabym pewnie przymiotników: gościnni i dumni. Pierwszego wyjaśniać nie muszę, bo pisałam o tym sporo w poprzednich tekstach (między innymi: Mój Iran). Jeśli chodzi o drugą cechę, to widać ją już na samych targach. W Iranie nie ma tego, co często możemy spotkać w krajach arabskich. Na targach nikt nie krzyczy wniebogłosy, nie biegnie za nami by nam sprzedać produkt i nie wygraża nam pięściami, jeśli dotknęliśmy go, a później zdecydowaliśmy się nie kupować. Persowie są w mojej ocenie na to zbyt dumni. Stoją przy swoich towarach, są skłonni objaśnić nam jak najlepiej ich specyfikę, ale nie będą nas zmuszać byśmy je kupili. Ta cecha przekłada się też na inne aspekty ich życia.
Kiedy byłam w Iranie, zawsze okazywałam szacunek moim gospodarzom. Chciałam aby wiedzieli, że jestem im wdzięczna, za to co dla mnie robią. Przywiozłam im sporo słodyczy i drobnych pamiątek z Polski. Kiedy czekał na mnie ciepły obiad, traktowałam to jako niesamowitą życzliwość, której bezinteresownie doznałam. Doceniałam ją z całego serca i nigdy nie traktowałam jako pewnik, na który zasługuję ? tylko dlatego, że przyjechałam z Zachodu.
Ostatnio spotkałam się jednak z kilkoma smutnymi sytuacjami. Na jednym z forów dotyczących Iranu, pewien Szwajcar napisał wiadomość o mniej-więcej takim zabarwieniu: „Cześć Irańczycy. Jesteśmy z żoną w Shirazie. Kto chce nas oprowadzić po mieście?” Nie wiem jakie były intencje nadawcy, ale post zabrzmiał dość roszczeniowo i spotkał się z negatywną, ale mimo wszystko stonowaną reakcją. Większość Irańczyków poradziła turyście, by wynajął przewodnika. Pojawiły się też komentarze, gdzie Persowie próbowali tłumaczyć, że jako ludzie – nie są darmowym biurem turystycznym.
Kilka tygodni wcześniej rozmawiałam też ze znajomym mężczyzną, który zamierzał wybrać się do Iranu. Przy okazji przypadkowego spotkania na krakowskim rynku, zaprosił mnie na kawę. Miałam mu objaśnić kilka rzeczy.
– Słyszałem, że w Iranie można się najeść za darmo ? uśmiechnął się w oczekiwaniu na kelnerkę ? dla mnie zwykłe espresso. Dla pani ? latte z kokosem? – nagle zmienił temat.
– Tak, poproszę. Ale… czy mogę zadać ci pytanie? ? z trudem powstrzymywałam negatywne emocje wywołane taką postawą.
– Pytaj, o co chcesz ? oparł łokieć o krzesło i wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w oczekiwaniu na kawę.
– Nie jesteś człowiekiem, który mało zarabia. Dlaczego podchodzisz do sprawy w ten sposób? Dlaczego w ogóle chcesz jechać do Iranu? Interesuje cię tamtejsza kultura?
– Wiesz… dwa miesiące temu byłem w Tokio. Przetrwoniłem mnóstwo kasy. Nudzi mi się, chciałbym już gdzieś pojechać. Nie wiem prawie nic o Iranie. Ale słyszałem, że jest tanio i egzotycznie. No i… ajatollahowie dogadali się z USA. Więc nie muszę się już martwić, że ktoś mnie porwie i zamknie w ciemnej celi.
Czy byłam w tym momencie zła? Nie. Powiedziałabym, że raczej smutna. Wiedziałam, czego ja sama doświadczyłam w tym kraju. I tak płytkie myślenie, wywoływało we mnie po prostu smutek. Miałam świadomość, że wiele takich osób pojedzie do dawnej Persji i sprawi, że komuś z lokalnych mieszkańców zrobi się przykro. Być może gospodarz poświęci przyjezdnemu cały swój czas, a w zamian otrzyma jedynie arogancję połączoną z niewiedzą.
Irańska gościna w Fasham. Zostałam tam zabrana samochodem przez dziewczynę, którą poznałam w autobusie jadącym z Armenii do Teheranu. Wraz z jej przyjaciółmi pojechaliśmy do restauracji pod Teheranem i pomimo mojej prośby, nie pozwolono mi za nic zapłacić.
Iran w kołowrotku zmian
Jaki to ma związek ze zniesieniem sankcji? Myślę, że bardzo duży. Jeszcze ten związek nie jest aż tak odczuwalny, ale sądzę, że z każdym rokiem będzie coraz bardziej. Przed zniesieniem sankcji, Iran mimo wszystko otoczony był mitem grozy i niepewności. W opinii publicznej był miejscem, którego należało raczej unikać niż do niego jechać. Dlatego osoby jadące do Iranu, musiały zrobić przed wyjazdem co najmniej dobry research, który był przeważnie wynikiem zainteresowania tym państwem. Samo podróżowanie po nim, też miało swoje trudności. Pieniądze, które ze sobą wzięliśmy, musiały nam wystarczyć na cały wyjazd. Nie było możliwości wybrania dodatkowych z bankomatu. To wymuszało na nas, byśmy jechali z dużym budżetem albo dali ogromny kredyt zaufania miejscowym. Ja wybrałam tę drugą ścieżkę. A może to ona wybrała mnie? Jako młoda studentka dziennikarstwa i fotoreporterka-freelancerka, na pewno nie mogłam sobie pozwolić na wzięcie kilku tysięcy dolarów. Byłam jednak szczerze zainteresowana i zafascynowana Iranem, więc postanowiłam jechać mimo to. Jakie finansowe zagrożenia na mnie czekały, których nie musiałam się obawiać w innych krajach? Przede wszystkim takie, że gdyby jednak budżet okazał się zbyt mały, nie mogłabym wybrać dodatkowych pieniędzy. Byłabym zdana wyłącznie na pomoc irańskich przyjaciół. Za kilka lat natomiast ten problem przejdzie w Iranie do legendy.
Jeśli mówimy już o kołowrotku turystycznych zmian, nie sposób też zapomnieć o Gruzji. Jaki ma ona związek z Iranem? Niebezpośredni, ale ma. Byłam w Gruzji kilka lat temu, a także w tamtym roku. Byłam tam w dwóch różnych okresach. W okresie gdy Gruzja była jeszcze względnie nieskalanym masową turystyką krajem, a także w okresie gdy stała się już najbardziej modnym celem urlopowym Polaków. Za pierwszym razem doświadczyłam tam dużo bezinteresownej gościnności i wyjechałam z niesamowitym wrażeniem. Za drugim ? wrażenia były mieszane. Wciąż kocham Gruzję, bo pamiętam ją ze starych czasów. Wciąż doświadczam tam gościnności i wiem, że można ją jeszcze spotkać, jeśli samemu jest się dobrym człowiekiem z czystymi intencjami. Jednocześnie wiem, że Gruzja nie jest już ona taka sama, jak kiedyś. Trochę dlatego, że turystyka rozpieściła Gruzinów i sami stali się mniej gościnni. Trochę dlatego, że obcokrajowcy ze względu na ich liczbę, są już mniej interesujący. I trochę dlatego, że to my, ludzie Zachodu, pozbawiliśmy ich tej gościnności, własną ignorancją.
Znajomi opowiedzieli mi o sytuacji, gdy pewien Polak przyjechał do Gruzji i został zaproszony w gościnę. Zaprosiła go dość biedna rodzina. Mimo to, ludzie chcieli go ugościć tym, co po prostu mieli. Gość niestety nie potrafił tego docenić. Gdy wszyscy już zasnęli, on ukradł gospodyni, to co miała najcenniejsze. Stary pierścionek zaręczynowy, który mąż dał jej trzydzieści lat wcześniej. To był pierścionek, który nie miał ceny. Inaczej rodzina przy swojej sytuacji finansowej, dawno by go sprzedała. Jednak w tym pierścionku było symbolicznie ukryte serce kobiety ? oraz mężczyzny, którzy wiele lat temu zawarli związek małżeński. I ktoś ich z tego brutalnie okradł.
Ja wraz z trzymiesięcznym Tahą. Zostałam wtedy zaproszona na szyicką ceremonię zamkniętą, przeznaczoną tylko dla kobiet i ich dzieci. Taha to syn jednej z uczestniczek.
Gościnność różne ma imiona
Czasem gdy opowiadam o irańskiej gościnności, słyszę słowa wołające o pomstę do nieba. Ludzie, którzy również byli w Iranie, wnoszą swój sprzeciw. Mówią, że nie zostali ugoszczeni tak samo jak ja. Stwierdzają, że nikt nie wyprawił im tak wielkiej uczty, jakiej doświadczyłam w Isfahanie (zdjęcie na samym dole), ale „tylko” zrobił im ghormeh sabzi i to „wcale nie takie pyszne”.
Zawsze jest mi bardzo przykro, gdy muszę czegoś takiego słuchać. Zastanawiam się skąd w ludziach bierze się tak dużo roszczeń, a tak mało wdzięczności. Gościnność ma różne imiona i niestety nie każdy na nią zasługuje. Osoby, które nie potrafią jej docenić, moim zdaniem nie powinny jej doświadczać. Poza tym – nieszczere intencje bywają czytelne, dlatego być może różnice w traktowaniu gości. Sama gdy ich miewam w Polsce, zawsze lepiej traktuję tych, którzy zachowują się bezinteresownie.
Wierzę, że to nie koniec irańskiej gościnności i że nie zniknie ona przez turystów, którzy jadą do Iranu tylko, po to aby „najeść się za darmo”. Przepraszam za nich. Bo przecież w tej całej gościnności, nie chodzi o darmowe jedzenie. Chodzi o to, jaka wymiana życzliwości, zachodzi wtedy między zupełnie nieznajomymi ludźmi. Jedni dają komuś dach nad głową i swoje zainteresowanie, a drudzy… swoje zaufanie, szacunek, wdzięczność. Tak to powinno działać.
Przygotowanie do uczty w Isfahanie. Zatrzymałam się również u tej rodziny na noc. To jedno z tych podróżniczych przeżyć, których nigdy nie zapomnę.
Siema. Ja z kolegą się wybieramy do Iranu ( nie należymy do Polskich Januszów czy cebuli) , jedziemy poznac ludzi ( a nie mieszkać na krzywy ryj -weźmiemy jakieś upominki itp.) wolimy nawet jak coś zapłacić ludziom i u nich przekimać się niż po hotelach . Naszą misją są polskie groby (min. dwa miasta albo trzy -zobaczymy jak z czasem) i inne polskie ślady. Mam że tak powiem znajomych na instagramie z Iranu (zapraszają do odwiedzin swego kraju) . Najlepsze w tym że niektórzy wiedzą więcej o Polsce niż my o Iranie. Wybieramy się koniec Jesieni /zima(styczeń). Naszą misją nie jest- jedziemy aby dwa tygodnie na krzywy ryj mieszkać. Ja wychodzę założenia że jeśli ktoś mnie ugaszcza to trzeba u podziękować ( w PL to wystarczy alko :) ). Gburowatość Europejczyków (nie wszystkich ) że są zachodu i są lepsi mnie dobija – trochę kultury, skromności :D. Pozdrawiam.
Tak się cieszę, że ten temat jest coraz częściej poruszany. Najpierw widziałam na stronie Post-Turysty, teraz u Ciebie. Aż mnie ręce trzęsą się ze złości, kiedy czytam, że ktoś objechał świat za darmo – juhu, follow me. Albo opisuje zaproszenie w gości jako coś pewnego, co spotka na pewno innych, którzy pójdą w jego ślady, chroń nas Wszechświat, jeśli do tej samej rodziny. Jeśli ktoś nie nakarmił nie ugościł – to już jest „rozczarowanie wycieczką”, „nie było tak jak opisują”, „zepsuło się”.
Couchsurfing w tym jego złej odmianie – gdzie ludzie to traktują jako darmowy nocleg i bezpłatną wyżerkę, zaczyna się przekładać na kraje z totalnie odmienną kulturą. A wielu osobom nie chce się uczyć kultury, rozumieć inność, chcemy żeby wszyscy byli „jak my” i odbierali wszystkie zjawiska „jak my”.
Musi być w tym egzotycznym kraju „autentycznie” – czyli trzeba wleźć komuś z butami do domu i „tanio albo za darmo”.
Dobra, zamykam się – można napisać esej i całą powieść na ten temat. Fajnie, że na tle tej aureolki supersprawy z podróżowaniem za darmo, za dolara dziennie pojawiają się jednak głosy rozsądku, że nie ma nic za darmo.
Trzeba poruszać ten temat głośno i wyraźnie. Paradoksalnie nie tyczy się on tylko Iranu. Ostatnio bardzo dużo przykrych historii słyszę też na temat jachtostopowiczów. Większość znajomych mi kapitanów, którzy raz wzięli ich na swój pokład – zarzeka się, że już nigdy więcej. Podobno ludzie zamiast docenić to, że ktoś umożliwia im przepłynięcie morza za darmo, narzekają na wszystko co się da. Czasem pora wypłynięcia im nie odpowiada, czasem zjedliby co innego, a czasem nawet dochodzi do takich paradoksów, że kwestionują decyzje kapitana. Bo np. im zależy by szybko dopłynąć do celu, a kapitan by uniknąć potencjalnego niebezpieczeństwa, zarządza postój w porcie. Dasz komuś palec, to chce od razu całą rękę…
Wróciłam z Iranu 3 dni temu. Było wspaniale. Każdy napotkany Irańczyk był cudowny, każdy chciał pomóc, doradzić, zapraszał do siebie, a ja jako osoba, która uwielbia rozmawiać i spotykać ludzi byłam zachwycona. Oczywiście pojechałam tam z myślą jak tanio będzie i że pewnie nie będę musiała za nic płacić (naczytałam się za dużo blogów), ale nigdy niczego takiego od nikogo nie wymagałam. Chcesz pomóc – świetnie, nie chcesz/nie masz pieniędzy – spoko, ja stawiam. Jak dużo było sytuacji, w których jak pomagałam lokalsom, a nie oni mi i zawsze karma wracała, i to po kilku minutach.
A odnośnie samego tytułu – moim zdaniem koniec irańskiej gościnności już się zaczął… mam nawet w głowie tekst na ten temat. Są takie miejsca w Iranie, w których zepsucie mieszkańców osiągnęło już najwyższy poziom. W sklepach płacimy 3 razy więcej niż inni, bo myślą, że i tak nie umiemy przeczytać cen. Pomoc niby za darmo, niby polecany jest jakiś znajomy, który nas podrzuci, a w efekcie lądujemy w najbardziej znanym biurze podróży w mieście, na dodatek polecanym przez Lonely Planet. Im bardziej chcemy coś zrobić na własną rękę, ominąć komercyjne wyjazdy, tym bardziej wpadamy w sam środek „interesu”. Nawet Couchsurfing przestał działać tak jak powinien, bo wszystkie propozycje noclegów i oprowadzania kończą się podaniem ceny.
Jestem w Iranie zakochana, w tym roku pojadę tam jeszcze raz, bo podróżowałam bardzo wolno i nie zobaczyłam tyle ile bym chciała, ale obawiam się, że to wszystko idzie w bardzo złym kierunku i niedługo wszystko bardzo się zmieni i nikt już nie pozna prawdziwej perskiej gościnności.
Ech… przykro to czytać… gdy ja byłam ostatnio w Iranie (październik/listopad 2015), jeszcze aż tak nie było. A może już było, ale ja po prostu tego nie doświadczyłam? Chociaż słyszałam, że wejścia do meczetów były zawsze zawyżane dla obcokrajowców… Za lekko ponad tydzień jadę ponownie. Tym razem ciągnie mnie do wsi, gór i pustyń.
Wszystko się zmienia. Pewne procesy są nie do powstrzymania. Ale bez względu na to, cieszę się, że Iran się otworzył. Na pewno jego mieszkańcom będzie się dzięki temu żyło lepiej. My stracimy być może wrażenie czystości i dziewiczości tego kraju, ale myślenie w ten sposób, byłoby dalece egoistyczne. Im więcej myślę o Iranie, tym bardziej dochodzę do wniosku, że coraz mniej o nim wiem. Próbuję zrozumieć… mam nadzieję, że z czasem się uda.
Smutne to co piszesz, ale niestety jakże prawdziwe. Roszczeniowość niektórych podróżujących jest niestety straszna – Ja, Mnie, Moje – i nic w zamian.
Byłam w Gruzji kilka lat temu, byłam właśnie w Iranie, ale nawet słysząc wcześniej o gościnności ludzi nigdy nie wychodziłam z założenia, że to wszystko się należy turyście.
I myślę, że dokładnie tak należy do tego podchodzić. Roszczeniowe podejście turystów sprawia, że ta gościnność zaczyna zanikać – nikt w końcu nie lubi być wykorzystywany. Dla mnie okropnie jest słyszeć relacje, gdy ktoś wraca z Iranu i mówi: „Było super, ludzie mili, ale nikt nie dał mi tego i tamtego… a ty to dostałaś”. Ludzie czasem traktują innych z góry i zakładają, że wszystko im się należy – w końcu przyjechali z Zachodu. To jest bardzo smutne.