Gdy rozmawiam o Iranie, czuję cierpki smak szafranu i chłód pustynnego wiatru. Gdy ktoś pyta mnie o mieszkańców tego kraju, przypominam sobie pewną historię. Był w Isfahanie taki dzień, że szukałam sklepu gdzie mogłabym kupić kurczaka. Spytałam o to spotkaną na ulicy dziewczynę. Miała zaprowadzić mnie do sklepu, ale ostatecznie zaprowadziła mnie do swojego domu. Tam czekała już jej rodzina, z tymi szczerymi uśmiechami na twarzach, których nie sposób zapomnieć. Na stole stały herbata, pieczywo, ryż i wykwintne danie z kurczaka. „To jest kurczak, którego szukałaś” – usłyszałam wtedy od mojej nowej znajomej.
Gdy ktoś pyta mnie jaka szerokość geograficzna była dla mnie najbardziej gościnna, zawsze odpowiadam – irańska.
Kiedy rozmawiam o Iranie zdarza się też, że ktoś wysnuwa negatywne teorie na temat tego kraju. Oczywiście każdy ma prawo do negatywnej opinii, ale dobrze jest gdy ta opinia z czegoś wynika. Czasem pytam: „co wiesz o Iranie?” Ludzie wtedy odpowiadają mi: „dużo”. Następnie wysyłają linki z filmikami sprzed dziesięciu laty i artykuły niepoparte żadnym wiarygodnym źródłem. Następuje wtedy cisza przerywana jedynie moimi własnymi myślami i wspomnieniami. Dzisiaj niektóre z tych myśli i wspomnień opiszę.
Zapytacie mnie jaka jest moja ocena irańskiej kultury. Pewnie was rozczaruję, ale nie dokonam żadnej oceny. Mogę opowiadać historie, mogę mówić o własnych doświadczeniach. Ale nie odważyłabym się na jakąkolwiek ocenę. Byłam tam miesiąc. Nie uważam by tak krótki czas dawał mi przyzwolenie na ocenienie społeczeństwa i wydawanie osądów. Ten czas dał mi doświadczenia. Ocena to natomiast coś zupełnie innego. Im więcej podróżuję i im więcej wiedzy zdobywam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu jak mało wiem. Uczę się o innych krajach z wielkim zaangażowaniem, ale zwyczajnie nie jestem w stanie zrozumieć rzeczy, do których zrozumienia potrzeba wiele lat życia wśród danej kultury. Dlatego nie czuję się uprawniona do wydawania oceny.
To będą tylko moje przeżycia. Wspomnę o kilku faktach, ale w dużej mierze będę pisała bardzo subiektywnie – z perspektywy młodej kobiety, która samotnie podróżowała przez Iran.
Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, była specyficzna mentalność Irańczyków. Irańczycy to nie są Arabowie. Mylenie ich z Arabami to tak jak mylenie Polaków z Rosjanami. Niby nasze kraje leżą blisko siebie i religia też podobna, ale mentalność, kultura i język są odmienne. Irańczycy posługują się językiem perskim, który inaczej nazywany jest językiem farsi. Wyznają w większości islam szyicki, który został narzucony im w czasach średniowiecza. Arabowie najechali wtedy Persów zmuszając ich do przyjęcia nowej religii. Wcześniej Irańczycy byli czcicielami ognia. Wierzyli w zoroastryzm, który w dawnej Persji był religią państwową oraz miał również ogromny wpływ na judaizm i chrześcijaństwo. W tej religii występował także kult kobiety wojowniczki. Był to kult kobiety silnej i zdecydowanej. W czasie mojej podróży zdarzało mi się rozmawiać z mężczyznami, którzy zachwycali się tą właśnie kobiecą wojowniczością i zwracali na nią sporą uwagę. Opowiadali o Kurdyjkach walczących z Państwem Islamskim i wracających w chwale z pola bitwy. Dla mnie z początku było to dużym zaskoczeniem. W kraju islamskim nie spodziewałabym się takiego podejścia. Jednak ten wyjazd obalił w mojej głowie wiele stereotypów. Wszyscy mężczyźni, których spotkałam podczas miesięcznej podróży traktowali mnie z szacunkiem i uprzejmością. Pamiętam nawet sytuację jak przechodziłam przez ruchliwą ulicę w jednym z miast. W Iranie bywa to dość niebezpieczną czynnością, ponieważ samochody zwykle się nie zatrzymują i trzeba lawirować pomiędzy nimi. Szłam przez jezdnię i przede mną szły dwie przypadkowe młode kobiety. W pewnym momencie zobaczyłam szybko nadjeżdżające auto i mężczyznę, który stanął pomiędzy nim, a nami, tarasując mu w ten sposób drogę. Samochód zatrzymał się z piskiem opon. Mężczyzna obejrzał się do tyłu i powiedział coś po persku. Jedna z kobiet odpowiedziała tylko: „man khoobam”.
Inny mężczyzna zaprosił mnie do swojego domu w odwiedziny. Byłam wtedy w irańskim Kurdystanie, niedaleko granicy z Irakiem.
– Nie musisz się niczym przejmować. Będziesz spała z moimi siostrami i matką w oddzielnej części mieszkania – Merdan wszystko zaaranżował tak bym czuła się jak najbardziej komfortowo.
Szybko polubiłam jego rodziców, siostry, a także narzeczoną. Ta ostatnia okazała się być szczególnie ciekawą osobą. Zastanawiałam się co ona w sobie ma, że Merdan patrzy na nią z tak wielkim podziwem. Za każdym razem gdy widziałam ich razem, on delikatnie poprawiał kosmyki włosów na jej twarzy. Patrzył jej w oczy i uśmiechał się. Jeżeli cokolwiek w takiej chwili mówiłam, zupełnie mnie ignorował. Nie słyszał. Był w innym świecie. Zachowywał się jakby to było ich pierwsze spotkanie, a znali się przecież pięć lat. Przypomniały mi się opowieści o kurdyjskich wojowniczkach.
– Moja kobieta też taka jest. Dzika i temperamentna, nie daje za wygraną. Nigdy nie wpadłbym na pomysł by ją oszukiwać lub zwodzić. Ten dzień byłby dniem mej śmierci – śmiał się Merdan.
– A co z zasadami islamskimi o podporządkowaniu kobiety mężczyźnie? – spojrzałam mu w oczy wyczekując odpowiedzi.
– To brednie! W Afganistanie i Arabii Saudyjskiej może rzeczywiście tak jest, ale na pewno nie w Kurdystanie, ani w Iranie. Tutaj to my, mężczyźni, musimy często uważać – mój rozmówca nie przestawał się śmiać.
– Jak zatem wyglądają wasze relacje w praktyce? – nie ustępowałam w swojej dociekliwości.
– Prawda jest taka, że w naszej kulturze rzeczywiście mężczyzna jest opiekunem domu i to on ma decydujący głos. Ale ja lubię słuchać głosu swojej kobiety i nigdy nie odebrałbym jej tej możliwości. Zelal jest niezwykle inteligentna i zawsze chętnie jej słucham. Jest silna, piękna, mądra… – wzrok Merdana powędrował w inną stronę. Oczy zrobiły się ciepłe, miękkie, rozmarzone.
– Co ci się podoba w silnych kobietach?
– Wszyscy w życiu mamy wzloty i upadki, a mężczyzna to osoba odpowiedzialna za całą rodzinę. Jeśli byłbym ze słabszą kobietą, musiałbym ukrywać przed nią pewne problemy żeby nie sprawić jej przykrości i jej nie załamać. Z Zelal mogę rozmawiać o wszystkim. Jeśli ona upada, ja ją podnoszę. Jeśli ja upadam, ona podnosi mnie. Dźwigamy ciężary życia wspólnie.
Kolejna historia wydarzyła się w pustynnej miejscowości Jazd. Gubiłam się w labiryntach ulic kiedy zobaczyłam małą dziewczynkę. Podbiegła do mnie, złapała za rękę i zaczęła prowadzić pomiędzy kolejnymi domami zrobionymi z połączenia piasku i gliny. Co chwilę zerkała do góry, w moją stronę, śmiejąc się i podskakując. Po kilku minutach uścisk jej dłoni przybrał na sile. Wciągnęła mnie do środka jednego z domów. Wewnątrz stała stara kanapa i prowizoryczna kuchnia. Ściany były szare, w niektórych miejscach odpadał tynk. Przede mną ujrzałam postać szczupłej, pięknej kobiety, która mogła mieć około trzydziestu lat. Wskazała mi dłonią miejsce na podłodze. Nie znała języka angielskiego, ale mimo to zrozumiałam jej intencje. Usiadłam, a chwilę później otrzymałam herbatę. W Iranie z herbatą związana jest silna tradycja. Jedna z rodzin powiedziała mi, że gość powinien zawsze otrzymywać ciepłą herbatę. Kiedy akurat kończyłam pić swoją, kobieta przyszła z pyszną, tradycyjną potrawą. Abgoosht. Połączenie zupy i mięsnego dania. Ręką nakazała mi bym zaczęła jeść. Jadłam, a ona i jej córka jadły siedząc obok mnie. Nic nie mówiły. Nie znały angielskiego. Patrzyły w moją stronę i uśmiechały się. Zaczęłam zastanawiać się gdzie w tym momencie jest mąż. Pokazałam na jeden z palców u lewej dłoni. Na pierścionek. Gospodyni zrozumiała zadane językiem migowym pytanie. Pokazała palcem na ziemię, a później ułożyła dłonie blisko swojej twarzy, jakby kładła się spać. Zrozumiałam. Mąż nie żyje. Dlaczego? Pewnie tylko ci ludzie i pustynny wiatr, znają odpowiedź.
To była biedna, nieszczęśliwa rodzina. Wychodząc chciałam dać im pieniądze, ale kobieta zamknęła moją dłoń własnymi dłońmi. Zasugerowała, że nie chce tych pieniędzy. Kilkanaście minut później usiadłam na terenie jednego z meczetów. Zamierzałam wyjąć aparat fotograficzny z plecaka. Zupełnie przypadkiem znalazłam tam worek pełen daktyli. Kilka godzin wcześniej go jeszcze nie było.
(…)
Gdy opuszczałam ten kraj, coś we mnie pękło. Podróżowałam w swoim życiu naprawdę dużo, ale nigdy przedtem nie czułam się w ten sposób. Często chciałam wracać do miejsc, w których już byłam. Często wyjeżdżałam z myślą o powrocie. Ale tym razem nie zastanawiałam się nad tym czy chciałabym wrócić. Czułam się przekonana, że wrócę.
Patrycjo. Piekny tekst. Piekne opowiadanie. Dziekuje. Musze powiedziec, ze mnostwo ludzi snuje falszywe opowiesci o krajach, o ktorych tylko slysza z prasy czy tv. Ale zobaczyc, poczuc i posmakowac cos osobisci, to cos zupelnie innego. I dlatego wlasnie drazni mnie ocenianie czegos, nie znajac historii lub opierajac sie na opinii innych.
Cudnie napisane i bardzo dziekuje Ci za to ( a dla siebie zostawie odpowiedz na pytanie „ dlaczego“)
Patrycjo, piękny ten tekst, az mi się łza w oku zakręcila. Po naszym spotkaniu w Koninkach, postanowiłam zajrzeć na Twojego bloga i…wpadłam po uszy. Czytam wszystkie posty, od początku, jak dobrą książkę.
Dzięki ogromne Olu! Jak to przeczytałam… to aż się zaczerwieniłam. Cudowny komplement.
Patrycja, fantastyczny tekst i wglad w kraj, o ktorym nie slyszy sie raczej duzo dobrego… Bylam w Iraku, bylam w Polnocnej Afryce, teraz coraz czesciej chodzi mi po glowie Iran. Podoba mi sie, ze nie probujesz oceniac, ze jedynie piszesz o swoich doswiadczeniach. To bardzo swieze podejscie… Uwielbiam historie zwiazane z rodzinami i taka normalna goscinnoscia. Przezylam cos podobnego w Am. Poludniowej. Swietnie sie czytalo!
No i pewnie, dlaczego oceniać? Jesteśmy tylko obserwatorami. Ostatnio prowadziłem kurs na uniwersytecie dla doktorantów. I zgadnij co? Na 17 uczestników, 11 było z Iranu. Jak nigdy do tej pory bardzo dobrze mi się prowadziło kurs, bo słuchacze byli zainteresowani i wchodzili w interakcje z prowadzącym. Przypadek? Nie sądzę.
Wzruszające historie, które pokazują, jak bardzo krzywdzi my tych ludzi od razu szufladkując ich jako źle osoby. Marzy mi się Iran, ale nie mogę przekonać mojego chłopaka żeby tam pojechać. A komukolwiek o tym mówię, zawsze słyszę „zwariowałas? tam jest niebezpiecznie.a w dodatku nienawidzą kobiet !”. Mam też pytanie, może uznasz za głupie, ale chciałabym wiedzieć. Czy to prawda że każda kobieta musi mieć tam zakryta głowę, nawet przyjezdne ?
To akurat prawda, ale nie powinnaś się tym martwić. Teoretycznie obowiązkowa jest chusta, która zakrywa całość włosów, ale w praktyce prawie nikt tak jej nie nosi. Właściwe to zarzucasz na głowę szal, który może odsłaniać włosy i nie ma z tym problemu. Nawet Iranki się tak ubierają, a w przypadku przyjezdnych jest jeszcze bardziej liberalnie. Mi jeden raz chusta spadła całkowicie i zorientowałam się dopiero po kilkunastu minutach. Nikt mi z tego tytułu problemów nie robił. W dziale „O mnie” możesz znaleźć zdjęcie – zobaczysz jak to w praktyce wygląda. Niedługo też zamierzam napisać obszerniejszy artykuł na temat kobiecego ubioru w Iranie. Ten kraj jest naprawdę przyjazny i gościnny. Wszyscy podróżnicy, którzy tam byli powiedzą Ci to samo. Namawiaj chłopaka i do Iranu! Naprawdę warto.
Wspaniale się czyta, nie mogę doczekać się książki…
Dzięki wielkie! Mam dodatkową motywację do jej pisania.
Piękne historie! Czytam ostatnio sporo na blogach o Iranie i zawsze są to teksty bardzo pozytywne. I dobrze, bo jeśli w głowach ludzi siedzą tylko stereotypy to trzeba je przełamywać i pokazywać, że nie zawsze wszystko jest takie, jakie nam sie wydaje po obejrzeniu wiadomości. Sama nie byłam jeszcze w Iranie ale mam nadzieję, że będzie mi kiedys dane przekonać sie o tamtejszej gościnności.
Zdecydowanie warto przełamywać stereotypy. Ja podczas tej podróży przełamałam ich dziesiątki. Polecam się wybrać, nie zawiedziesz się.