Słońce jeszcze nie wzeszło gdy dzisiejszego dnia otworzyłam oczy. Była czwarta nad ranem. Wyszłam na balkon by popatrzeć na cmentarz o poranku. Niezwykle motywujący widok dla każdego podróżnika. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej dwie pary spodni. Jedną z nich naciągnęłam natychmiast na siebie. Drugą zrolowałam i włożyłam do plecaka. Później były koszulki i inne ubrania. W moim plecaku zwykle lądują rzeczy tylko niezbędne. Najważniejszy jest sprzęt fotograficzny. To on zajmuje najwięcej miejsca i to jemu poświęcam największą uwagę. Jest moim oczkiem w głowie.
Przez ostatni miesiąc każdego dnia chodziłam w białych, pachnących koszulach, idealnie wypastowanych butach, nienagannie zrobionym makijażu. Walczyłam z biurokracją starannie wypełniając wszystkie swoje obowiązki. Jednak już niedługo nie będzie pachnących koszul. Nie na wyprawach. Na wyprawach moim ulubionym zapachem jest zapach drogi. Zapach kurzu, zapach wysłużonego plecaka, zapach rosy po przebudzeniu.
Jak widzicie, na blogu nastąpiły pewne zmiany. To właśnie główny powód dla którego wstałam dziś o czwartej rano. Pakowanie plecaka zajęło mi jedynie pół godziny. Dopieszczanie bloga zajęło mi godzin siedem. Najwidoczniej blog też stał się już moim oczkiem w głowie. Częstujcie się jego nową wersją. Na zdrowie.
Niebawem wyruszam do Tanzanii. Będę przemieszać się przez ten piękny kraj wzdłuż jego wschodniej granicy. Dotrę do Kenii i stamtąd w marcu powrócę do Polski. Jeśli będę miała możliwość, będę publikowała teksty. Zawsze jednak mogę utknąć na sawannie. Albo w dżungli.
Plecak leży pod drzwiami.
Czas ruszyć w drogę.
Skomentuj