Tallinn zaskoczył mnie dużo bardziej niż myślałam. Samo miasto jest bardzo urokliwe i… nazwałabym je miastem pełnym spokoju. Dlaczego akurat tak? Bo w przeciwieństwie do większości stolic europejskich, kompletnie nie czuć w nim zgiełku i masowej turystyki. Większość obecnych tam turystów pochodzi z Rosji. W dodatku Rosjanie stanowią dużą część populacji Tallinna, więc język rosyjski w tym miejscu nie jest niczym zaskakującym. Natomiast poza Rosjanami nie spotkałam wielu zagranicznych turystów. Nieocenionym plusem takiej sytuacji jest to, że pomiędzy uliczkami naprawdę czuć estońską atmosferę. Prócz tego, jest to doskonałe miejsce by oderwać się od tłumów, jeśli ktoś za nimi nie przepada.
Sami Estończycy na początku mogą wydawać się chłodni i zdystansowani, szczególnie jeśli mówimy o przypadkowo spotkanych przechodniach. Nawiązywanie spontanicznej rozmowy na ulicy nie należy tutaj do codzienności, ale to też zależy od naszych własnych umiejętności komunikacyjnych. Jeśli będziemy sympatyczni dla Estończyków i spróbujemy nawiązać kontakt, bardzo często okaże się, że oni odwzajemnią się tym samym. W dodatku wbrew pozorom, Estończycy naprawdę lubią dobrze się bawić. Chętnie organizują domówki, wychodzą do barów, a także klubów nocnych. I mimo tego, Tallinn dalej pozostaje miastem spokoju. Stolica Estonii liczy mniej niż pół miliona mieszkańców, więc nigdy nie poczujemy w niej tłoku, ani zgiełku.
Tallinn jednak nie jest częstym kierunkiem podróży Polaków (a warto!). Lata tam bezpośrednio LOT. Chociaż ja akurat korzystałam z przewoźnika airBaltic i pomimo przesiadki w Rydze, bardzo poleciłabym to połączenie. Loty są na tyle dobrze zsynchronizowane, że niemal nie odczuwa się zmiany samolotu.
Tallinn, Estonia, marzec 2019.
Fot. Patrycja Borzęcka / ⓒ Patrycja Borzęcka / www.patrycjaborzecka.com
Spędziłem tam cały jeden dzień i zastanawiam się, czy wrócić i dać mu więcej czasu na oczarowanie mnie :)