Tradycyjny perski bazar to niezwykła mieszanka zapachów, smaków i widoków. Tutaj zakupów nie robi się w pośpiechu. Można wejść do sklepu, wypić gorącą herbatę, obejrzeć towary. I można nawet wyjść bez ich zakupu. Oczywiście w dobrym tonie byłoby coś kupić, ale nikt nie będzie nas do tego zmuszał. Zakupy robi się tutaj z klasą.
Nigdy nie zapomnę pewnej sytuacji, która przydarzyła mi się w Egipcie. Chciałam tam kupić zwykłą drewnianą figurkę kota, niewartą więcej niż 20zł. Gdy z ceny początkowej wynoszącej 60zł, zaproponowałam zejście do 30zł, sprzedawca obraził się i nazwał mnie „głupią Rosjanką”.
Wspomniana sytuacja dotyczyła Sharm El-Sheikh, więc ciężko się dziwić, aby było inaczej. Turyści (szczególnie ci bogaci) często nie myślą, ile wydają pieniędzy i w ten sposób doprowadzają do zbytniego rozpieszczania sprzedawców. Dlatego później, nawet gdy ktoś chce kupić towar po zupełnie słusznej cenie, zupełnie uczciwie, może spotkać się z nieprzyjemną sytuacją. Sprzedawcy błędnie zakładają, że turyści z Zachodu to bogaci ludzie, z portfelami pękającymi od dolarów. Podczas gdy w praktyce, wielu z nich oszczędza cały rok każdy grosz, by pojechać na upragnione wakacje. Niektórzy sprzedawcy duże zejście z ceny, traktują jako próbę ich znieważenia. I nie ma znaczenia, że i tak wytargowana cena, wynosi pięciokrotnie więcej niż wartość przedmiotu.
Masowa turystyka, której nie ma (jeszcze?) w Iranie, na pewno generuje te problemy. Zakładam tak, ponieważ z żadną nieprzyjemną sytuacją nie spotkałam się w Palestynie i wiele pozytywnych sytuacji pamiętam również z Maroka. Ludzie, także na bazarach, byli dla mnie przemili. Dlatego winy za nieprzyjemne traktowanie turystów, nie będę doszukiwać się w byciu Arabem czy Persem. Doszukuję się jej własnie w masowej turystyce.
Mimo wszystko, zauważyłam wśród Persów jedną wyjątkową cechę. Oni nie krzyczą. Persowie wydają się zbyt dumni, by krzyczeć i naganiać przechodniów do zakupów. Osobiście niesamowitą przyjemność sprawiała mi ta swoboda wyboru towaru w Iranie. Moment, kiedy wchodziłam do sklepu i nikt do niczego mnie nie namawiał. Zerkał, jakby mimochodem, czekając na odpowiedni moment. Czekając na moment, kiedy obejrzę się na niego i dam mu wzrokiem do zrozumienia, że potrzebuję pomocy. Dopóki takiego sygnału nie otrzymał, perski sprzedawca pozostawiał mnie samą sobie i towarom, w które się wpatrywałam.
Trawiliśmy wtedy w niemym porozumieniu. Przyjemnym szacunku w relacji kupujący-sprzedawca.
Myślałam sobie wtedy: „Ci sprzedawcy mają prawdziwą klasę.” Była w tym dziwna tajemnicza mądrość.
Zdjęcia: Iran, październik-listopad 2015.
Fot. Patrycja Borzęcka / ? Patrycja Borzęcka / www.patrycjaborzecka.com
Panów z naszej apteki na rogu Turquesy trzebaby wysłać na szkolenie ;)))
Masz rację. Zachowanie perskich sprzedawców jest dużo bardziej kulturalne niż arabskich. Bazary w Iranie są na prawdę spokojnymi miejscami. I nikomu nie przeszkadza, że turysta kręci się z aparatem i robi setki fotek… Mój osobisty typ to bazar w Tabrizie.
Pozdrawiam!