Edukacja w Dominikanie wygląda nieco inaczej niż w Polsce. Nie ma ona tak wysokiego poziomu, a dzieci nie goni się siłą do nauki. Nie ma też tysiąca prac domowych, nacisków, ani nauki trzech języków obcych w wieku trzynastu lat. Ma to jednak zarówno swoje zalety, jak i wady. Z jednej strony dzieci mają bardziej wesołe i beztroskie dzieciństwo, bo nie muszą przejmować się nieustannymi obowiązkami. Z drugiej strony, taka sytuacja odbiera im szansę na lepszą przyszłość. Sama na etapie gimnazjum uczyłam się trzech języków: angielskiego, niemieckiego i łaciny. Angielski zawsze uwielbiałam, niemiecki uważałam za brzydki język (ale i przydatny), a natomiast sensu uczenia się łaciny nigdy nie mogłam zrozumieć. Wiedziałam, że to język wymarły, więc brakowało mi motywacji do jego nauki. Ech… ile ja nocy przepłakałam nad koniugacjami III i IV…
Z perspektywy czasu jednak cieszę się, że musiałam się tego wszystkiego uczyć. Tutaj, w Dominikanie, dzieci nie mają tak wszechstronnych możliwości. Teoretycznie uczą się w szkole angielskiego, ale jego nauka stoi na tak niskim poziomie, że mało kto w praktyce potrafi się porozumieć w tym języku. Co więcej – wielu mieszkańców nie potrafi nawet poprawnie mówić po hiszpańsku. Zjadają litery, skracają wyrazy, mówią slangowo.
Edukacja w Dominikanie jest problemem… i nie jest nim zarazem. Dominikańczycy mają bardzo luźne podejście do świata i nie wymagają wiele od życia. Potrafią się cieszyć z tego co mają, żyją chwilą i raczej nie narzekają. Z drugiej strony przeciętna pensja Dominikańczyka to ok. 250-300 dolarów. Nawet same władze Dominikany przyznają, że to zdecydowanie za mało by móc się w tym kraju utrzymać: by wynająć mieszkanie, opłacić rachunki, wyżywić się. Dlatego Dominikańczycy muszą dużo „kombinować”, czyli znajdywać dodatkowe sposoby zarobku. Dla wielu z nich szczytem marzeń jest praca w hotelu, bo tam mogą dorobić na napiwkach.
Dominikana z każdym rokiem rozwija swój potencjał i gości coraz więcej turystów. 50% krajowego PKB pochodzi właśnie z turystyki. Jest tu wiele firm turystycznych, które nieźle płacą i mają miejsca pracy. Ale szanse na dobrą i porządnie płatną pracę, zawsze są wprost proporcjonalne do naszych umiejętności, naszego doświadczenia, naszej wiedzy. Dlatego Dominikańczycy nawet mając obok siebie liczne firmy turystyczne, nie znajdą w nich zatrudnienia: ponieważ nie spełniają wymaganych kwalifikacji. Nigdy nie mieli szansy ich sobie wyrobić, bo system edukacji im na to nie pozwolił.
Czy ludzie mimo to są szczęśliwi? Bardzo często tak. Ponieważ statystycznie Dominikana jest jednym z najszczęśliwszych narodów świata. Ale ludzie to nie statystyka. To nie jest liczba. Ludzie to pojedyncze życia, każde inne, każde wyjątkowe. Jedni są bardzo szczęśliwi, inni nie. Każdy ma swoje pragnienia, które próbuje dogonić. Każdy ma własną historię.
Dzisiaj pokażę Wam kilka historii, które uchwyciłam podczas swojej ostatniej wizyty w dominikańskim przedszkolu.
Okolice Higuey, Dominikana, luty 2017.
Fot. Patrycja Borzęcka / ⓒ Patrycja Borzęcka / www.patrycjaborzecka.com
Podoba mi się to, co napisałaś o ich poczuciu szczęścia. Można im tego zazdrościć, bo my czasami posiadając wszystko czujemy się nieszczęśliwi, jesteśmy zgorzkniali. Oczywiście nie generalizuję, bo jeden to nie wszyscy, a wszyscy to nie jeden, ale na Dominikanie po prostu tą radość z życia widać gołym okiem – i nie mam na myśli tylko kurortów.